zdj:flickr/Erin Rempel/Lic CC
(Łk 10,17-24)
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje
imię, nawet złe duchy nam się poddają. Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana,
spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach,
i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się
cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane
są w niebie. W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł:
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi
i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje
upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn,
tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić.
Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to,
co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co
wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.
Mili Moi…
Przepraszam, że znów
mnie tu długo nie było, ale to trochę kwestia okoliczności. We wtorek
pojechałem na dwudniowe szkolenie dla nowych proboszczów. Miałem nadzieję, że
czegoś cennego się dowiem, ale… Klasycznie – po amerykańsku. Wyjaśniono nam, że
zamiast sekretarki, powinniśmy mieć Dyrektora od Pierwszego Kontaktu. Wówczas
moglibyśmy na dwóch stronach opisać jej rolę w parafii z uwzględnieniem rzecz
jasna charakteru duchowego (ma wszystkich przychodzących witać jak sam Pan
Jezus). I ona będzie zadowolona i my (podobno) :). A poza tym – uczono nas jak
mamy planować dzień godzina po godzinie. I jak mamy rozwiązywać problemy –
przykładowo – grupa modlitewna nie gasi po sobie świateł – winienem usiąść z
kartką papieru, opisać problem, wypisać przynajmniej 12 (!) rozwiązań tego
problemu, a potem wybrać 3. A z nich – najlepsze… Podsumowując – Amerykanie słuchali
uważnie (to bardzo grzeczny naród)… Portorykańczycy i Polacy – też słuchali
grzecznie… Ale potem stwierdziliśmy, że to chyba jednak nie dla nas… :)
A po powrocie do
domu… popsuł mi się komputer. Na szczęście mój niezawodny parafianin Robert
wiedział co zrobić, ale dwa dni byłem bez tego narzędzia i, co najważniejsze,
przetrwałem… I nawet mi go aż tak bardzo nie brakowało. Przekonałem się
namacalnie, że da się bez tego żyć. Choć trochę się obawiałem, ponieważ
wszystkie moje dotychczasowe wyczyny kaznodziejskie znajdowały się w pamięci
tej maszyny… i nigdzie indziej. Gdyby więc tę pamięć komputer stracił, to moje
straty byłyby wielkie… Nauczka na przyszłość, że takich błędów nie należy
popełniać… Chmury i inne nośniki… chyba się muszę z nimi zaprzyjaźnić…
A u nas od wczoraj
przygotowania do jednego z najważniejszych wydarzeń parafialnych. Już jutro
odpust i piknik przy naszej parafii. Trochę nas martwi pogoda, bo zrobiło się
już zimno i deszczowo, ale może nas Pan oszczędzi i wielka praca naszych
parafian nie pójdzie na marne. Na pewno będziemy się modlić, bo do tego ładna
pogoda nam nie potrzebna. I mam nadzieję, że na radosne przebywanie razem
również ochoty nie zabraknie.
A Słowo? Dziś
myślę sobie, że kiedy już człek załapie „o co w tym wszystkim chodzi”, to
zaczyna się nieprawdopodobnie piękna misja w jego życiu. Gdybyśmy sobie zdali
sprawę co oznacza być zbawionym w Jezusie, to nikt z nas nie usiedziałby w
miejscu z tą prawdą. Po prostu musielibyśmy się nią dzielić. Rzecz jasna - na naszą
miarę i w ramach naszej codzienności. Ale myślę sobie, że wielu chrześcijan
robiąc sobie wieczorny rachunek sumienia dostrzeże z łatwością, że przez cały
dzień temat Jezusa nie pojawił się ani raz. Już nie mówię w słowach, ale nawet
w myślach. Dlaczego tak jest? Dlaczego o Najważniejszym i o Jego darach nie
myślimy i nie mówimy innym? Chyba właśnie dlatego, że nie czujemy jak wielką łaskę
On nam okazał, jak wielki dar nam ofiarował…
Kiedy myślę dziś o
św. Teresce, która jest dla mnie niedościgłym wzorem tej świadomości bycia
obdarowanym, to aż mi się serce wyrywa, żeby nie tylko o tym myśleć, ale też
mówić, mówić, mówić… Bóg, który jest miłością, kocha nas tak, jak nikt inny…
Chciałbym, żeby wszyscy o tym usłyszeli i przejęli się tak, jak święta Tereska.
Wówczas nasz świat natychmiast zacznie się zmieniać. Skończą się wymówki, a
zacznie się obmyślanie – w jaki jeszcze sposób mógłbym o tym wszystkim
opowiedzieć światu… Jak by tu w ten świat wprowadzić więcej Jego miłości… Ach,
co to byłoby za chrześcijaństwo… Mam szczerą nadzieje, że rekolekcje ewangelizacyjne,
które zaczynamy w przyszłym tygodniu pomogą zapalić nowych chrześcijan, a tym
już zapalonym dadzą szansę na podzielenie się swoim doświadczeniem… Małymi
krokami… Byle podpalić ten świat ogniem Jego miłości… Byle go obudzić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz