zdj:flickr/nicdalic/Lic CC
(Łk 18,9-14)
Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi
gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić,
jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił:
Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści,
cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję
dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie
śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej
litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu
usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony,
a kto się uniża, będzie wywyższony.
Mili Moi…
Na szczęście dysponuje już
nowym sprzętem, który umożliwia mi kontaktowanie się ze światem zewnętrznym. Trochę
mnie to ucieszyło z racji na funkcjonalność tego urządzenia, ale zupełnie nie
ucieszyło mnie jako nowa rzecz, czy nowy nabytek. Czyżby przejaw ducha
franciszkańskiego? Pomyślałem sobie nad tym i zauważyłem, że od bardzo dawna
nie cieszą mnie nowe rzeczy, co więcej, niechętnie wydaję pieniądze na ich
kupowanie dla siebie. Przeżywam tortury, kiedy muszę nabyć jakiś nowy ciuch, co
na szczęście nieczęsto się zdarza. Ale w gruncie rzeczy bardzo mnie to cieszy i
dziękuje za tę łaskę Jezusowi, bo to solidna porcja wolności w praktyce.
Pracy moc… Na ten tydzień
przynajmniej trzy spowiedzi generalne się zapowiadają, a ich „sezon” wkrótce
dopiero się rozpocznie. Spotkania, rozmowy, przywracanie ludzi do duchowego
życia… Czyż może być coś piękniejszego? Tyle mam radości z faktu, że ludzie
decydują się zaufać, że otwierają swoje serca, że przyjmują łaskę uzdrowienia
od Jezusa. A ja w tym wszystkim mogę być, angażując mój czas i trochę serca…
Nie potrzeba wiele…
Wczoraj odbył się doroczny
Bal Błękitny Weteranów, na który tradycyjnie jako duszpasterze, jesteśmy
zapraszani. Wzrusza mnie nieodmiennie zaangażowanie seniorów w propagowanie
tradycji narodowych, ich szczery patriotyzm i wytrwałość w działaniach mimo
tego, że z roku na rok jest ich coraz mniej. Poznałem przy okazji uroczą, młodą
panią konsul, z którą przegadaliśmy cały wieczór. Tylu ciekawych ludzi wokół
mnie – wystarczy tylko się rozejrzeć. Ale „gwiazdą wieczoru” był mój współbrat
Ayub, Kenijczyk, który przybył do nas z okazji niedzieli misyjnej. Kiedy
okazało się, że mówi po polsku, a co więcej, zna miejsca w Afryce, w których
weterani przebywali podczas swojej powojennej tułaczki po świecie, nie mógł się
opędzić od rozmówców, którzy nazywali go „sąsiadem”.
A dziś pokorny celnik,
cały skupiony na Bogu i na łasce, której jest spragniony. Bez podkreślania swoich
zasług, bez zbierania swoich dokonań, bez stawiania Mu przed oczy swoich
wysiłków. Raczej z doświadczeniem swojej biedy, która zawsze najbardziej dotyka
Bożego serca. Mam podobne doświadczenie. Tyle biedy duchowej, którą w sobie
noszę… Tylko piersi jakoś takie mniej posiniaczone… Za mało tego uderzania się
i za mało pokornej modlitwy grzesznika. Częściej chyba jakieś próby
równoważenia złego wrażenia. Wiem, że jest słabo, więc może ja Ci Panie Boże
spróbuje spłacić te moje długi. Małymi ratami, ale zrobię, co w mojej mocy.
Tymczasem wcale nie w tym rzecz. Bóg nie tego ode mnie oczekuje. Chodzi raczej
o pokorne uznanie, że ja nic sam nie mogę, że nie pomogą moje szlachetne
wysiłki, że bez Jego łaski wszystko to funta kłaków warte. Bez tego dudniącego
uderzenia, świadomego uderzenia, bolesnego uderzenia, nie można ruszyć z
miejsca. Najpierw świadomość tego kim jestem ja, a Kim jest On, a wówczas
wszelkie działania zyskują dopiero nowa jakość. Jego jakość. I już do głowy
człekowi nie przychodzi, żeby się przed Nim chwalić. Bo wszystko jest łaską…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz