zdj:flickr/Brad Nightingale/Lic CC
(J 16,12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale
teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi
was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko,
cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą,
ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje.
Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi.
Mili Moi…
Dawno już nie
doświadczałem tak wielkiego kryzysu aktywności wszelakiej. Nie mam siły, ani
ochoty na nic. Najchętniej wcale nie wstawałbym z łóżka. Nie wiem czy to
wiosenne przesilenie, czy jakaś inna przypadłość, ale nie czuję się z tym
dobrze. Tym bardziej, że ten przedwakacyjny okres jest zawsze jakoś najbardziej
aktywny. Choćby wczoraj – o poranku wizyta u artysty, który tworzy obraz Jana
Pawła II, który wkrótce zawiśnie w naszym kościele – dar rodziców dzieci
pierwszokomunijnych. Przy tej okazji kilka telefonów związanych z ramami obrazu
i tak dalej. Później konieczne zakupy, bank, poczta – wszędzie kolejki. Po
powrocie wizyta w szpitalu u jednej z moich chorych, której stan się nagle
pogorszył. Po powrocie jeszcze dwa godzinne telefony i rozmówcy, którzy
potrzebowali księdza. A potem już nabożeństwo majowe, Msza wieczorna i na
zakończenie dnia spotkanie z zarządem polskiej szkoły. Kładąc się do łóżka nie
wiedziałem czy odmówiłem wieczorne modlitwy, czy może raczej poranne…
Czasem się
zatrzymuję i mówię sam do siebie – gdzie ty tak gonisz człowieku? Po co to
wszystko? Rzuć to proboszczowanie, oddaj to komuś, a ty zajmij się swoją relacją
z Bogiem. Dziel się nią, ale miej na to czas, a nie na tysiące spraw, które tak
naprawdę nie pozwalają ci być księdzem na sto procent. Doświadczam tak bardzo
namacalnie prawdy, że „jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim
dogodził”. Teraz „na topie” jest u nas remont łazienek w kościele… Zasady są
dwie – znakomite – nie robisz nic – źle; zaczynasz coś robić – jeszcze gorzej…
I znów pytam siebie – po co ci to chłopie… Niech sobie lud chodzi do śmierdzącej
łazienki, po co się wyrywasz? Nie potrzebują tego… Niezadowoleni… A jeszcze
narażasz ich na grzech krytykanctwa…
No ale nie umiem…
Nie potrafię… Usiąść i cieszyć się tytułem (do którego nota bene nadal nie
przywykłem i kiedy ktoś mówi „księże proboszczu” to rozglądam się o kogo
chodzi). Nie umiem. Skoro jakąś odpowiedzialność na siebie przyjąłem, to chcę
jej sprostać i potraktować poważnie. Nawet gdyby niektórym wydawało się, że
zbyt poważnie. Chcę, stanąwszy kiedyś przed Ojcem, móc powiedzieć – zrobiłem,
co mogłem. Starałem się jak najlepiej… A ci, którzy przeszkadzali, niech Ci
opowiedzą swoją historię…
Zmęczony jestem…
Bardzo zmęczony… Przepraszam, że w jakiś ton lamentacyjny uderzam. Ale skoro
dzielę się życiem… To chcę, żebyście mieli świadomość, że ksiądz też człowiek –
kruszy się i łamie. Rzadko który jest stalowy… A na to wszystko jakieś duże
osamotnienie i deszcz stukający o szyby…
Dobra… Dość…
Wszystko ma swój czas… Dziś Pan mówi w Ewangelii, że wszystkiego uczniowie nie
mogą znieść. Na razie… Bo przyjdzie taki czas, że Duch im wszystko wytłumaczy. Proszę
więc Ducha… Niech mi tłumaczy moje życie, jego poszczególne etapy, wszystko, co
nowe… Bo każdy z nas wszak w nieustannym rozwoju. I każdy dzień niesie treść – czasem trudną i niezrozumiałą,
a czasem piękną i zachwycającą. Na tym chyba polega piękno życia. A jeśli z tym
wszystkim łączy się świadomość, że On tam w górze jest i patrzy z miłością… To…
Szkoda czasu na sen… Warto żyć od świtu po zmierzch… Aż do końca… Aż On powie –
dosyć… Do roboty więc…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz