środa, 4 maja 2016

deszcz na szybie...

zdj:flickr/Brad Nightingale/Lic CC
(J 16,12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi.


Mili Moi…
Dawno już nie doświadczałem tak wielkiego kryzysu aktywności wszelakiej. Nie mam siły, ani ochoty na nic. Najchętniej wcale nie wstawałbym z łóżka. Nie wiem czy to wiosenne przesilenie, czy jakaś inna przypadłość, ale nie czuję się z tym dobrze. Tym bardziej, że ten przedwakacyjny okres jest zawsze jakoś najbardziej aktywny. Choćby wczoraj – o poranku wizyta u artysty, który tworzy obraz Jana Pawła II, który wkrótce zawiśnie w naszym kościele – dar rodziców dzieci pierwszokomunijnych. Przy tej okazji kilka telefonów związanych z ramami obrazu i tak dalej. Później konieczne zakupy, bank, poczta – wszędzie kolejki. Po powrocie wizyta w szpitalu u jednej z moich chorych, której stan się nagle pogorszył. Po powrocie jeszcze dwa godzinne telefony i rozmówcy, którzy potrzebowali księdza. A potem już nabożeństwo majowe, Msza wieczorna i na zakończenie dnia spotkanie z zarządem polskiej szkoły. Kładąc się do łóżka nie wiedziałem czy odmówiłem wieczorne modlitwy, czy może raczej poranne…

Czasem się zatrzymuję i mówię sam do siebie – gdzie ty tak gonisz człowieku? Po co to wszystko? Rzuć to proboszczowanie, oddaj to komuś, a ty zajmij się swoją relacją z Bogiem. Dziel się nią, ale miej na to czas, a nie na tysiące spraw, które tak naprawdę nie pozwalają ci być księdzem na sto procent. Doświadczam tak bardzo namacalnie prawdy, że „jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził”. Teraz „na topie” jest u nas remont łazienek w kościele… Zasady są dwie – znakomite – nie robisz nic – źle; zaczynasz coś robić – jeszcze gorzej… I znów pytam siebie – po co ci to chłopie… Niech sobie lud chodzi do śmierdzącej łazienki, po co się wyrywasz? Nie potrzebują tego… Niezadowoleni… A jeszcze narażasz ich na grzech krytykanctwa…

No ale nie umiem… Nie potrafię… Usiąść i cieszyć się tytułem (do którego nota bene nadal nie przywykłem i kiedy ktoś mówi „księże proboszczu” to rozglądam się o kogo chodzi). Nie umiem. Skoro jakąś odpowiedzialność na siebie przyjąłem, to chcę jej sprostać i potraktować poważnie. Nawet gdyby niektórym wydawało się, że zbyt poważnie. Chcę, stanąwszy kiedyś przed Ojcem, móc powiedzieć – zrobiłem, co mogłem. Starałem się jak najlepiej… A ci, którzy przeszkadzali, niech Ci opowiedzą swoją historię…

Zmęczony jestem… Bardzo zmęczony… Przepraszam, że w jakiś ton lamentacyjny uderzam. Ale skoro dzielę się życiem… To chcę, żebyście mieli świadomość, że ksiądz też człowiek – kruszy się i łamie. Rzadko który jest stalowy… A na to wszystko jakieś duże osamotnienie i deszcz stukający o szyby…

Dobra… Dość… Wszystko ma swój czas… Dziś Pan mówi w Ewangelii, że wszystkiego uczniowie nie mogą znieść. Na razie… Bo przyjdzie taki czas, że Duch im wszystko wytłumaczy. Proszę więc Ducha… Niech mi tłumaczy moje życie, jego poszczególne etapy, wszystko, co nowe… Bo każdy z nas wszak w nieustannym rozwoju. I każdy dzień  niesie treść – czasem trudną i niezrozumiałą, a czasem piękną i zachwycającą. Na tym chyba polega piękno życia. A jeśli z tym wszystkim łączy się świadomość, że On tam w górze jest i patrzy z miłością… To… Szkoda czasu na sen… Warto żyć od świtu po zmierzch… Aż do końca… Aż On powie – dosyć… Do roboty więc…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz