zdj:flickr/Todd Ehlers/Lic CC
(Mk 9,38-40)
Wtedy Jan rzekł do Niego: Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z
nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z
nami. Lecz Jezus odrzekł: Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię
moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko
nam, ten jest z nami.
Mili Moi…
Od wczoraj
powinienem mieć gości… Leszek i Monika nie dotarli jednak z Polski, ponieważ…
nie zmieścili się do samolotu. Nie to, że przekraczają jakiekolwiek dozwolone
rozmiary, ale nowa polityka przewoźnika polega na tym, że sprzedaje się więcej
biletów, niż jest miejsc w samolocie. Chyba według zasady – a może ktoś jednak
nie przyjdzie. Czekam więc dziś – może się wreszcie na jakiś lot załapią.
Wczoraj miałem
kolejne piękne, amerykańskie doświadczenie. Po południu, w porze największego
zamiłowania do fotela, zadzwonił dzwonek u drzwi, a w domofonie odezwał się
młody głos, który zakomunikował, że chce do spowiedzi i czy jest jakiś ksiądz
dostępny. Staram się nie lekceważyć Bożych zaproszeń do posługi, więc
pożegnałem fotel, mimo jego zdecydowanych protestów, i zszedłem na dół. Za
drzwiami stał chłopiec – może dziewiętnaście, może dwadzieścia lat. Weszliśmy
do domu, a on zaczął się spowiadać. Ja natomiast coraz szerzej otwierałem oczy.
Bardzo dawno nie spotkałem już nikogo, kto spowiadałby się z taką głębią, kto
mówiłby o swojej relacji z Bogiem tak pięknie, kto żałowałby tak szczerze.
Prosty, skromny chłopak… Podziękował, a wychodząc zapytał, czy wyspowiadałbym
też jego dziewczynę. Mówię – pewnie. I za chwilę przychodzi do klasztoru
śliczna, młoda dziewczynka, która spowiada się równie głęboko. Pytam skąd ci
ludzie? A ona na to, że są tu w gościach, pochodzą z Florydy i są zachwyceni,
że w Bridgeport jest tyle kościołów. U nich jest ich znacznie mniej. Zapragnęli
spowiedzi i postanowili spróbować w którymś z mijanych. Los padł na nas. Jestem
wielce pokrzepiony, bo z takimi ludźmi, Kościół w Ameryce lśni blaskiem samego
Chrystusa – przyjętego i kochanego.
A po południu
urocza rozmowa z wielkim czarnoskórym, sędziwym mędrcem, który pytał co znaczą
węzły na moim sznurze. Kiedy wytłumaczyłem, że to symbole moich ślubów, wzniósł
oczy do nieba wołając – dziękuję Ci Panie, że nie kazałeś mi iść tą drogą… A
potem, gawędząc dalej, podzielił się ze mną swoim rozumieniem ubóstwa… Ludzie
mówią, że ubóstwo dotyczy materii, ale to nie o to chodzi. Ty jesteś heroldem
Najwyższego Króla, ty nie możesz być całkiem biedny, bo Go przecież
reprezentujesz. Ciekawe co na to wszystko powiedziałby święty Franciszek…
No i mała wielka
radość. Rodzice dzieci pierwszokomunijnych ufundowali do naszego kościoła obraz
świętego Jana Pawła II, o którym myśleliśmy już od dawna. Ale zawiśnie on w
takim miejscu, które domaga się symetrycznego uzupełnienia obrazem po
przeciwnej stronie. Ogłosiłem w niedzielę, że gdyby ktoś chciał ufundować, to
jak najbardziej mile widziane… A wczoraj jedna z parafianek przyniosła czek. A
zapewniam, że nie są to tanie rzeczy. Ludzie jednak mają wielkie i otwarte
serca.
No i dzisiejsze
Słowo, które o 5 rano czytam… I myślę, że Pan Jezus po pierwsze wyzwala z
zazdrości. Pokazuje, że inni ludzie nie są zagrożeniem dla Apostołów, jeśli
owoce, które przynoszą są zdrowe i dobre. Po drugie, a to wydaje mi się nawet ważniejsze,
uczy mnie samego, że potrzeba czasu, żeby wydać właściwy, uczciwy i
sprawiedliwy osąd. Żeby zweryfikować cudze intencje i sposoby działania, trzeba
mu się dobrze przyjrzeć i właściwie rozeznać. A na to potrzeba czasu, którego
Bóg ma sporo i hojnie go udziela – w końcu sam go stworzył. Nie ma więc pośpiechu. A jeśli w
codziennych ocenach więcej energii skierujemy na poskromienie własnej
zazdrości, mniej jej nam zostanie na kwestionowanie cudzych dokonań.
"...potrzeba czasu, żeby wydać właściwy, uczciwy i sprawiedliwy osąd. Żeby zweryfikować cudze intencje i sposoby działania, trzeba mu się dobrze przyjrzeć i właściwie rozeznać. A na to potrzeba czasu, którego Bóg ma sporo" Dziękuję za te słowa. Za mądrość, uspokojenie i nadzieję jakie ze sobą niosą. Jakoś tak dobrze mi będzie dziś zasnąć z tą refleksją.
OdpowiedzUsuńCiekawe... potrzeba mi jeszcze czasu ale może i ja kiedyś trafię do Bridgeport. Na razie okazuje się że zimą mam pracować na Florydzie właśnie. Czy z palmą zamiast choinki? nie wiem
pozdrawiam
internetowy parafianin