wtorek, 24 maja 2016

dary Boże...

zdj:flickr/Images by John 'K'/Lic CC
(Mk 10,28-31)
Piotr powiedział do Jezusa: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Jezus odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.


Mili Moi…
Są goście, jest więc dodatkowa aktywność i ciężko wszystko ogarnąć. Na pisanie brakuje sił… Dlatego dziś, znad Niagary, kilka słów o poranku. Jeżdżę we wszystkie te miejsca i właściwie mogłoby to wydawać się dosyć nudne. Ale za każdym razem, kiedy staję w takim miejscu jak ten wodospad, czy nawet w Nowym Jorku, pojawia się to wrażenie nierzeczywistości, o którym już wielokrotnie pisałem. Po prostu trudno mi uwierzyć, że ja tu jestem. Od dwóch lat w USA, a ciągle zastanawiam się czy to prawda. Tak wielu chciałoby się tu wybrać, zobaczyć, mają marzenie. A ja wsiadam w samochód i po chwili już tu jestem…

To wszystko zdecydowanie potwierdza w moim życiu dzisiejszą Ewangelię. Czuję się bardzo obdarowany przez mojego Ojca w niebie. Nie chodzi rzecz jasna tylko o widoki, choć i one nie są bez znaczenia. Chodzi o całokształt Jego prowadzenia, które dla mnie samego jest tajemnicą. Niezwykła i piękna. Wciąż fascynującą. Chodzi również o ludzi, których mi dał, a którzy są dla mnie tak dobrzy. Tak mocno doświadczam Kościoła w ostatnich dniach. Wiele się działo w naszej parafii. Przeżywaliśmy przecież I Komunię, Bierzmowanie, a w miniona niedzielę jubileusz o. Stefana. Tylu dobrych, zaangażowanych, pomocnych ludzi. Tyle dobrych spotkań… To wszystko oszałamia, jeśli się pomyśli, że to z Bożej ręki, że On się troszczy, że towarzyszy i zaspokaja każdą, nawet najmniejszą potrzebę. Taki jest nasz Bóg. Dobry.

Mówi dziś jednak, że te wszystkie dobra staną się udziałem oddanych mu chrześcijan, ale nie bez trudu, nie bez prześladowań. Za duże to słowo jak na moment, w którym żyję. Ale dzięki Bogu trudności również nie brakuje, bo to przecież one są motywatorem, który niejednokrotnie stoi za dynamiką rozwoju. Niech się dzieje wola Boża. We wszystkim.

Wczoraj siedem godzin jazdy. Ale w podróży również piękne doświadczenie kapłaństwa. Na jednej ze stacji benzynowych podszedł do mnie młody chłopak, może dwudziestoletni. Kiedy upewnił się, że jestem księdzem, zdjął czapkę, pochylił głowę i poprosił o błogosławieństwo. To było niezwykle poruszające chyba właśnie ze względu na jego młodość. Myślę sobie, że dookoła jest wielu ludzi głodnych Boga i wielu takich, którzy za Nim szczerze tęsknią i Go szukają. Jak wielki to dar, że przez moje ręce On zechciał się udzielać.

A ja powoli oswajam się z myślą, że za tydzień, według planu, będę już chodził po polskiej ziemi. Urlopu czas zbliża się wielkimi krokami. Czy się cieszę? Chyba tak… Ale jeszcze nie wyjechawszy z amerykańskiego domu już za nim tęsknię… I za tą cząstką owczarni, nad którą Pan ustanowił mnie pasterzem…

I jeszcze coś do posłuchania...


1 komentarz:

  1. A ja marzę o czymś więcej, czymś bardziej... marzę, zamiast żyć tu i teraz i robić dobro tu gdzie mogę. Wstyd mi, kiedy widzę, jak wiele dobra dzieje się dzięki Ojcu.

    Pozdrawiam lubelsko :)

    OdpowiedzUsuń