Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada
sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu
dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu
się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam : cieszy się nią bardziej niż
dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest
wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”.
Mili Moi…
Czułość Jezusa wobec najmniejszych jest urzekająca… Ci zagubieni to nie
tylko grzesznicy, ale pewnie wszyscy, których wciągnął wir tego świata,
poturbował ich i wypluł gdzieś daleko od domu, od owczarni. Czasem ludzkie
nadzieje, czasem zbyt proste rozwiązania, czasem nadmierne ryzyko sprawia, że
ludzie wpadają w spiralę, z której sami wydobyć się nie mogą. Kiedy się
orientują, bywa za późno… Nie mogą znaleźć drogi powrotu, drogi wyjścia. I takich
szuka Pan… Czy znajdzie wszystkich? Niestety nie… A może inaczej – nie wszyscy
zechcą wrócić. Czasem wstyd, wewnętrzny upór, uraza narastająca latami, nie
pozwalają ludziom zawołać – Jezu, ratuj! Może tu miejsce na świadectwo
chrześcijan, którzy pokażą, że wszystko może być inaczej. Ale ile cierpliwości
do tego potrzeba, ile cierpliwości…
Mój choleryczny temperament często jest wystawiany na próbę. Wczoraj na
przykład, po jednej z Mszy, wpadła do zakrystii pewnie gorliwa czcicielka
Maryi, oburzona tym, że powiedziałem o Maryi, że była zwykłą dziewczyną. Pani
wykrzyczała mi pytanie – czy jest Niepokalane Poczęcie czy nie? Odpowiedziałem,
że przecież rekolekcje się jeszcze nie skończyły… Pani na to – o tym trzeba
mówić codziennie! Nie zdążyłem zadać żadnego pytania, bo owa dama fuknęła na
mnie – zresztą nie będę z księdzem dyskutować, prawda jest jedna… Poziom
ekspert znów zaskoczył mnie swoją aktywnością – uczę się samego siebie. Uczę
się milczeć…
Swoją drogą, chyba jakiejś ofiarki potrzebuje lud Koszalina, bo w sobotę
ujawniło się w moim organizmie takie przeziębienie, którego nie pamiętam od
dawna. Może wychodzi zimny Stargard, a może ktoś mnie obdarzył. Niemniej dziś
czuję się już odrobinę lepiej, ale ostatnie dwa dni to głównie spanie,
przerywane głoszeniem konferencji. Ale jeśli to może komuś duchowo pomóc, to
niech się dzieje wola Niepokalanej…
Jutro kończymy. Ludzi nie przychodzi zbyt wielu. Łowy maryjne pewnie będą
mniej liczne, ale każdy, absolutnie każdy jest ważny. Ostatnio dużo myślę o
numeroherezji, która ogarnęła nas wszystkich. Utknęliśmy w statystykach.
Liczymy i liczymy… Pierwsze pytanie wobec przykładowego komunikatu –
zorganizowałem dzień skupienia dla kobiet, brzmi – ile było uczestniczek? To
zawsze pierwsze zagadnienie – ilu przyjdzie? A w domyślę – czy to się opłaca? Nie
finansowo rzecz jasna, ale czy warto wkładać wysiłek? Innymi słowy – dla jednej
słomki nie będziemy uruchamiać całego kombajnu. Czas chyba już wychodzić z
takiego sposobu myślenia. Bardzo to trudne, bo naturalnie chciałoby się, aby
jak najwięcej osób skorzystało z okupionego dużym wysiłkiem wydarzenia. Ale co
my tam wiemy o ludzkich duszach? Być może właśnie ta jedna z trzech
uczestniczek spotkania dozna na nim takiego wstrząsu, że sprowadzi kolejnych trzydziestu.
Czy dla Pana jest coś niemożliwego? Nie moja siła i moc, ale Twoja – sam sobie
to nieustannie powtarzam…
Kiedyś się patrzyło na jakość ,a nie ilość. Dzisiaj niestety jest na odwrót...przykra sprawa. Szkoda,że nie patrzymy inaczej. Ma Ojciec rację, że może ta jedna czy druga osoba pociągnie kilka innych,a jak by ktoś przychodził bo " musi" to może by było różnie. Choć pewnie i z takimi Jezus radził sobie" nieźle",umie dotrzeć do nich i ich serca dziś. Tylko czy my chcemy tego słuchać... Widzę,że w zabieganiu dnia codziennego nieraz mój zapał niknie, trochę mnie to martwi. Jeśli chodzi o te Panią to pokazuje jak dzisiaj wielu z nas nie umie rozmawiać z drugimi- liczy się tylko " moja" racja i to, co mam do powiedzenia,nie dając drugim dojść do słowa czy wysłuchania jej , co chce powiedzieć .
OdpowiedzUsuń