piątek, 1 grudnia 2023

byle do wiosny...


(Łk 21,29-33)
Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść: „Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą”.

 

Mili Moi…
Tak sobie dziś westchnąłem przy rozmyślaniu – Panie, jakie pączki figowca? Gdzie tu bliskie lato? Wszak właśnie rozpoczęła się ta pora roku, którą mało kto kocha, która tak bardzo mocno przypomina nam o przemijaniu i o śmierci, która jest czasami dość przygnębiająca dla wielu. Ale może tym bardziej, z jeszcze większą nadzieją warto spojrzeć na drzewa. W nich ukryte jest prawo życia. Nasza nadzieja opiera się na cykliczności. Zawsze tak jest, że na wiosnę świat na nowo ożywa, więc prawdopodobnie tak będzie i za kilka miesięcy. Ale przecież kiedyś nastąpi ostateczne ożywienie. Nie unicestwienie, ale o żywienie właśnie, wprowadzenie nas do takiej przestrzeni życia, którą dziś zaledwie wyczuwamy…

W jaki sposób na to czekamy? I czy rzeczywiście czekamy? Czytałem ostatnio wspomnienie pewnego pastora, który opowiadał jak głosząc w pewnej świątyni, porwany Duchem zapytał swoich słuchaczy czy są gotowi teraz iść do nieba? Na twarzach malowały się uśmiechy zakłopotania, niektórzy kiwali głowami. Ale w tym właśnie momencie w głośnikach rozległ się męski głos – jeśli wszyscy są gotowi, to możemy startować za trzy minuty. Ludzie w popłochu uciekali z kościoła. Okazało się, że ten był zlokalizowany blisko lotniska i głośniki zebrały komendę kontrolera lotów… A zatem jesteśmy gotowi na życie czy też nie?

Wczoraj spotkałem człowieka, który jest gotowy, a nawet bardzo spragniony życia. Jakiś tydzień temu w moim konfesjonale pojawiła się osoba, która po wielu latach po raz pierwszy klęknęła u kratek. Znacznie lepiej takie spotkania przeprowadzać w kontekście spotkania twarzą w twarz, spokojnej, niespiesznej rozmowy. Na taką też się umówiliśmy. Wczoraj wysłuchałem opowieści o grzechu ale też o radości nawrócenia, w której ogromną rolę odegrała… Maryja. Zrozumiałem dlaczego to ja miałem przywilej wysłuchania tego człowieka, dlaczego trafił właśnie do mnie, choć spowiadam niezwykle rzadko w naszym kościele z powodu rzadkiej obecności. I choć wczoraj jeszcze nie wybrzmiały słowa – i ja odpuszczam tobie grzechy, to wierzę, że wybrzmią wkrótce, a wczorajsze spotkanie było niezwykle ważne i przełomowe. A ja, jak zawsze, wdzięczny Bogu za możliwość towarzyszenia w cudach, które sprawia Jego miłość i jej Nauczycielka, nasza Maryja.

A za chwilę pakowanie i jutro już pierwsze rekolekcje adwentowe. Tym razem Stargard (niegdyś Szczeciński), gdzie będę zachęcał do oddania swojego życia właśnie Jej, naszej Matce. Po drodze jednak jeszcze dzień skupienia dla sióstr Nazaretanek w Słupsku. Nie ma nudy…

1 komentarz:

  1. Ja tam lubię zimę. Jest fajna, zwłaszcza jak jest śnieg😊

    OdpowiedzUsuń