środa, 24 lutego 2021

tylko spokój nas uratuje...


(Łk 11, 29-32)
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: "To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz".

 

Mili Moi…
Tak jak kilka dni temu pisałem, że wszyscy przypomnieliśmy sobie co to znaczy zima, tak dziś chyba wszyscy zatęskniliśmy już całkiem poważnie za ciepłym powiewem wiatru. Nie sposób było dziś pozostać w domu. Pół dnia łaziłem po mieście. Miasta stęskniony, ale i tej temperatury, która na moją warstwę psychiczną działa kojąco. Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanie bardziej Afryka niż Grenlandia – takie preferencje.

Wczoraj wróciłem do domu. Po nagraniach w radio i nagraniach w warszawskim studio Salve. Całkiem przyjemne doświadczenie. Młoda ekipa. Praca wprost „paliła się w rękach” nam wszystkim. A ja poznałem nowy kawałek Warszawy.

Niestety zetknięcie z moją klasztorną rzeczywistością było mocno bolesne. Jak wspominałem remont wszedł w fazę naszych cel zakonnych. U mnie rozpoczął się tuż po moim wyjeździe i… jeszcze się nie zakończył. Trzy tygodnie. A ja wylądowałem z walizką w pokoju gościnnym, który już wprawdzie jest wyremontowany, ale jeszcze nie do końca sprzątnięty. Niestety jeśli chodzi o mój pokój, to panowie z ekipy remontowej zadziałali chyba rutynowo, ale bez nadmiernej uważności, co sprawiło, że sprzątał będę chyba do wakacji. Wygląda to wszystko strasznie i towarzyszyło mi dziś naprawdę sporo trudnych uczuć. Wiele trudu musiałem włożyć w to, żeby nie wywalić ich wszystkich komuś na głowę. W tym tygodniu więc do mojego pokoju nie wejdę. A pracować trzeba, choć warunki nie sprzyjają.

Może to też dla mnie jakiś wielkopostny znak… Może Pan sugeruje mi, że nie potrzebuję idealnych i sterylnych warunków, „książkowego” życia i otaczającego mnie świata, żeby rosło we mnie słowo. Może mniej winienem się skupiać na tym, co zewnętrzne (choć w tym remoncie nie ma cienia mojej inicjatywy – był raczej koniecznością). Tak czy owak, próbuję z tego wyciągnąć jakąś sensowną lekcję, która pomoże mi przede wszystkim ochłonąć, a poza tym wykorzystać te okoliczności do zmierzenia się z nowym wyzwaniem. Choć remontów w życiu przeżyłem już wiele. Zwykle tam, gdzie jestem posyłany jest coś do zrobienia. I muszę to robić ja, człowiek, który szczerze tego nienawidzi… Takie małe żarciki Pana Boga. Już chyba przywykłem. Więc i ten remoncik przetrwam. A sprzątaniem zajmę się… kiedyś.



1 komentarz:

  1. Każdy remont na szczęście kiedyś się skończy i będzie tylko .....pięknie , a ekipa remontowa , to widać , słuchać i czuć - „ profesjonalna „

    OdpowiedzUsuń