środa, 27 marca 2019

dura lex...


Photo by Spenser on Unsplash
(Mt 5, 17-19) 
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim".


Mili Moi…
Udało mi się dziś szczęśliwie wrócić do Poznania po rekolekcyjnej pracy w Malborku. Z małymi przygodami… Zacząłem bowiem stosować zasadę „nowoczesność w domu i zagrodzie” i kupuję bilety kolejowe przez internet. Kilka dni temu uczyniłem podobnie z biletem do Poznania. Dziś na szczęście rzuciłem okiem na ów zakup i okazało się, że zakupiłem bilet na jutro… dobrze, że zauważyłem, bo bym się pewnie wykłócał o miejsce. W każdym razie przekonałem się, że wszystko trzeba jednak sprawdzać po trzy razy.

Rekolekcje w Malborku arcysympatyczne… Po pierwsze proboszcz serdeczny przyjaciel, a to zawsze sprawia, że człek czuje się jak w domu. Po wtóre Malbork jednak zaledwie kilka kilometrów od mojego rodzinnego Sztumu. Nie brakowało więc sytuacji, w których ktoś przychodził i mówił – ojciec ze Sztumu? Ja tez ze Sztumu, choć teraz mieszkam w Malborku… Zdarzyło się również spotkanie po latach z człowiekiem, z którym pielgrzymowaliśmy w latach dziewięćdziesiątych do Częstochowy i nie widzieliśmy się ponad dwadzieścia lat… Bardzo miłe chwile…

Wyzwaniem było dla mnie głoszenie w szkole. W zasadzie tego nie robię. Tu zgodziłem się tylko ze względu na przyjaźń z proboszczem, ale też i dlatego, że w zasadzie była to tylko wielkopostna lekcja religii, choć na sali gimnastycznej. Nie podejmuję się takich rekolekcji, bo nie pracuję na co dzień z dziećmi i nawet mam trudności z mówieniem odpowiednio prostym językiem. Poza tym mam tak wiele innych zaproszeń, że uznałem, iż nie da się robić wszystkiego i zacząłem pewne sprawy nieco odcinać. Była to więc dla mnie pierwsza wizyta w szkole po kilku latach. Nie liczę pobytu w USA, bo tam, choć co tydzień przemawiałem w polskiej szkole, to jednak była to nasza, przyparafialna szkoła i „nasze” dzieciaki. Tu wyzwanie było trudniejsze. Ale na szczęście nie okazało się niewykonalnym, choć kosztowało mnie to całkiem sporo.

Generalną obserwację mam jedną. Po kilkuletniej przerwie w głoszeniu rekolekcji w Polsce mogę z całą pewnością stwierdzić, że uczestniczy w nich znacznie mniej ludzi, niż dawniej. Odwiedziłem już małe i duże parafie i wszędzie jest podobnie. Rekolekcje chyba powoli zaczynają być wydarzeniem elitarnym. Szkoda, bo przecież są adresowane do wszystkich. I nie pomaga mnożenie nauk, proponowanie późnych godzin spotkań… Po prostu idzie nowe…

Nie zmienia to faktu, że trzeba działać, trzeba robić swoje, trzeba szukać nowych form. W oparciu o prawo, które zawsze będzie dla nas wychowawcą i pomocą i w nadziei na łaskę, która zawsze przekracza prawo i częstokroć zaskakuje nas wszystkich. Byle tylko z prawa nie zrobić „pałki”, którą okładać będziemy wszystkich, którzy ośmielają się mieć odrobine odmienny pogląd na sprawy… No właśnie – jakie sprawy? Najczęściej drugorzędne, mniej istotne, bywa, że banalne… Ale żonglując przepisami, cytatami, tradycjami i orzeczeniami, można wprowadzić taki zamęt, że „spałowani” stracą tę resztę wiary, którą jeszcze posiadali, a „pałujący” w triumfalnym pochodzie udadzą się do Pana po nagrodę… Choć, przypuszczam, mocno ich ona zdziwi…





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz