niedziela, 27 stycznia 2019

bezpiecznie...


Photo by Kevin Gent on Unsplash
(Łk 1, 1-4; 4, 14-21) 
Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono. W owym czasie: Powrócił Jezus mocą Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich. Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: "Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana". Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście".


Mili Moi…
Wybaczcie ten tydzień nieobecności, ale jak to w moim rodzinnym mieście – w moim przypadku internet jest dobrem luksusowym. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie z tego powodu cierpiał, bo dwie kolejne książki pożarłem w tym czasie. Ale w związku z tym zaniedbałem również ten zakątek kaznodziejski, co z żalem stwierdzam…

Dziś piszę już z Krakowa, w którym międzylądowałem, aby jutro wyruszyć na posługę wobec sióstr felicjanek do Zawoi. Kraków to miejsce, które zawsze mnie nastraja pozytywnie. Dziś więc cały dzień chłonąłem atmosferę miasta w towarzystwie dwóch uroczych sióstr zakonnych. Sporo dobrych rozmów i wieczorna modlitwa w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego zapewniły odpoczynek również mojemu duchowi, za co moim gospodyniom jestem bardzo wdzięczny.

A stacjonuję w domu samotnej matki, gdzie dziś również sprawowałem poranną Eucharystię. Kilkakrotnie podczas niej uwagę obecnych skradły dwie urocze dwulatki, które przeżywały liturgię na swój sposób, znacznie odbiegający, dodam, od sposobów pozostałych uczestników. I to w pewnym sensie było urocze (choć dla kaznodziei stanowiło wielkie wyzwanie, choć ułomkiem nie jest i tubalnym głosem włada). Ale te dzieci czuły się w kaplicy zupełnie bezpieczne. Na swój dziecięcy sposób wiedziały, że tu jest miejsce, w którym może je spotkać tylko dobro, że tu im absolutnie nic nie grozi. Swoboda i oddawanie chwały Bogu na swoim własnym poziomie. Jestem przekonany, że to Go musi cieszyć, podobnie jak ptak, który znalazłszy się w jakichś okolicznościach w tejże samej kaplicy ucieszyłby Go gdyby po prostu latał. Bóg po to go stworzył…

Piszę o tym tak obszernie, bo Jezus dziś znów zapewnia, że Bóg jest dobry… I w tej swojej dobroci przychodzi zbawiać, dźwigać, leczyć, wyzwalać. Z miłości. Zupełnie za darmo. A tak wielu z nas wydaje się, że trzeba spełnić jakieś koszmarnie skomplikowane warunki, żeby sobie na to zasłużyć. Tymczasem wystarczyłoby może poczuć się przy Nim bezpiecznie i otworzyć przed Nim swoje serce. Na takim poziomie, na jakim ono dziś się znajduje. Niezależnie od tego, czy jest to serce dwulatka, który niewiele rozumie z wydarzeń dziejących się wokół niego, czy serce dojrzałego człowieka, który już wie, że sam nie może sobie dać tego, co najcenniejsze i potrzebuje miłości Ojca opartej o zrozumiałe zasady. On ma uśmiech dla każdego. Czuły. Ciepły. Dobry.

Tam, gdzie On, tam jest bezpiecznie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz