czwartek, 8 listopada 2018

dzień odnalezionych...


Photo by Pawan Sharma on Unsplash
(Łk 15,1-10) 
Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadani wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam". Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca”.


Mili Moi…
Wczoraj, w myśl wcześniejszych planów, wybrałem się na pogrzeb Kazimierza do Wrocławia. Tata Darka, przyjaciela ze Spotkań Małżeńskich z USA odszedł do Domu Ojca w najlepszym z możliwych okresów roku. Pierwsze dni listopada, kiedy można wydobyć tyle dusz z czyśćca, pozwalają mieć nadzieję, że i on nie spędzi tam zbyt wiele czasu. Pogrzeb piękny. Dane mi było go poprowadzić. Spotkaliśmy się również z Kasią i Danielem, Bostoniakami ze Spotkań, którzy zjechali z USA w tym samym czasie, co ja. A takie spotkania to zawsze dużo radości. I kiedy Darek cieszył się naszą obecnością, pomyślałem sobie, że tak właśnie ma być – małe, dobre dzieła, z których powinno składać się nasze życie. A jednym z nich jest dzieło przyjaźni, które właśnie w takich chwilach należy umacniać i podtrzymywać. Cieszę się, że mogłem tam być…

A dziś zasiadłem nad Słowem, jak każdego poranka i zobaczyłem, że przypada dziś „ewangeliczne święto odnalezienia”. Wszak zagubiona owca i utracona drachma znajdują się w cudowny sposób, co jest powodem szalonej radości znalazców. A mój dzień był dziś zaplanowany dość prosto: 7.00 – spowiedź; 7.40 – modlitwy poranne; 8.20 – śniadanie; 9.00 – Eucharystia; 10.00-12.30 – spowiedź; 13.00 – obiad; 15.00-17.30 – spowiedź. A o 18.30, dla relaksu… spowiedź u sióstr. Pomyślałem więc rano – Panie Jezu, pomóż… Spraw, żebym mógł choć cienia Twojej radości z odnalezienia się wielu dzieci dziś doświadczyć. Przecież oni wszyscy, ci, którzy przyjdą dziś, sprawią Ci tyle radości. Pozwól mi w niej uczestniczyć. A co więcej, skoro dziś takie święto odnalezionych, to spraw, żebym każdego w konfesjonale potraktował wyjątkowo, żebym się dziś po ludzku przyłożył jak nigdy dotąd, a Ty dopełnij to wszystko swoją łaską…

I Pan jak zawsze okazał się nadobficie hojny. Przede wszystkim towarzyszył mi dziś wielki entuzjazm. Każda chwila spędzona w konfesjonale była pełna radości, jakiegoś dużego wzruszenia, że uczestniczę w wielkich dziełach Bożej miłości. Ale co więcej – kolejny raz przeżyłem zdziwienie wobec tego co ja tam tym ludziom mówię… No sam bym tego nie wymyślił. Wierzę, że Duch Święty udziela się tym, którzy Go proszą. Sam przekonuję się o tym na każdym kroku. A pomyślałem sobie nawet, że gdyby ktoś jeszcze dziś zapukał i chciał się wyspowiadać…. To śmiało. Dziś dzień odnalezionych…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz