Photo by Rob Potter on Unsplash
(Mt 13, 54-58)
Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że
byli zdumieni i pytali: "Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On
synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub,
Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże
więc u Niego to wszystko?" I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich:
"Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok
lekceważony". I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.
Mili Moi…
Pozdrawiam Was wszystkich
serdecznie z polskiej ziemi… Poniedziałkowa podróż do Ojczyzny przebiegła w
zasadzie bezproblemowo. Może jedynie temperatura na lotnisku w Kopenhadze,
gdzie klimatyzacja chłodziła bardzo słabo, dala mi się we znaki. Ale moje
samopoczucie mogę określić jako bardzo dobre. Czuję wielką ulgę związana z tym moim
powrotem. I choć pożegnanie w Bridgeport było naprawdę cudowne, to cieszę się,
że ten etap mojego życia dobiegł końca. Z pewnością jeszcze nie raz zatęsknię,
a moje serce już na zawsze pozostanie w jakimś sensie podzielone. Już dziś śnia
mi się drogi i budynki Ameryki – pewnie dlatego, że uświadamiam sobie powoli,
że za miesiąc już tam nie wrócę…
Dziś dotarłem do Bielska
Białej, gdzie rozpocząłem właśnie rekolekcje dla sióstr Serafitek. Mam takie głębokie
przekonanie, że miałem tu z nimi być w tym czasie, bo ksiądz, który miał
prowadzić te rekolekcje poprosił mnie o zastępstwo z jakichś ważnych powodów,
które potem ustąpiły i moja pomoc okazała się zbędna. Kilka dni przed moim
przylotem jednak nastąpiły nowe okoliczności, które ostatecznie całkowicie mu
uniemożliwiły prowadzenie tych ćwiczeń duchowych i wówczas siostry znów
zwróciły się do mnie z nadzieją, że jednak nie opuszczę ich w prawdziwej
potrzebie. Widać Pan jakoś ten czas zaplanował im i mnie… Piękne miejsce, cisza
i spokój i około 40 słuchaczek, które są naprawdę spragnione Słowa…
A dziś po raz kolejny moją
uwagę w Słowie przykuwa niedowiarstwo mieszkańców Nazaretu. Ono ma swoje źródło
w lekceważącym stosunku do Jezusa – jest taki „swój”. Ale pomyślałem sobie, że niedowiarstwo
ma przecież wiele źródeł i pewnie w każdym z nas jakieś ziarno niewiary jest.
Czasem ubieramy je w ładne, szlachetne szaty. Bo na przykład jeśli źródłem
niewiary jest lęk przed podejmowaniem nowych zadań, przed zmianami w życiu, to
czyż nie mówimy wówczas często – znam siebie, ja się do tego nie nadaję…? Czyż
nie mówimy w ten sposób Jezusowi – nie masz mocy, żeby mnie do tego uzdolnić? Ani
sam, ani z Tobą nie podołam? A bywa przecież, że takim źródłem może być gniew –
nie wierzę w moją przemianę – tyle razy już próbowałem i jestem wściekły – na siebie,
na Ciebie, Panie Boże, na cały świat… O tak, niedowiarstwo może mieć wiele
źródeł. Może więc warto się zdiagnozować – jaki rodzaj niedowiarstwa odnajduję
w sobie. Jest to tym ważniejsze, że Jezus odchodzi z Nazaretu i już do niego
nie powraca… Dziś jest ten dzień, kiedy On stoi przy mnie… Dziś mogę Mu to moje
niedowiarstwo zawierzyć… Właśnie dziś…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz