Photo by Agence Producteurs Locaux Damien Kühn on Unsplash
(J 15, 1-8)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a
Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi
owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc
obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.
Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może
przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy,
jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami.
Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic
nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony, jak winna
latorośl i uschnie. I zbiera się ją i wrzuca do ognia i płonie. Jeżeli we Mnie
trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam
się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i
staniecie się moimi uczniami”.
Mili Moi…
Zaczyna do mnie docierać,
że dokładnie za tydzień kończy się moja przygoda z Ameryką. Szczególnie to
widzę we wszystkich „ostatnich razach” począwszy od ostatniej Mszy Świętej
niedzielnej sprawowanej po angielsku wczoraj, aż do ostatniej butelki mleka do
kawy, która wystarcza mi na tydzień i została zakupiona dzisiaj. Naprawdę za
chwilę ma się dokonać kolejna wielka zmiana w moim życiu. I jak zawsze jest to
w jakimś sensie ekscytujące. Smutek? Odrobina owszem… Jak zawsze… Ale
balansowany przez świadomość, że to właściwe posunięcie…
No i nieco zabawnych
sytuacji… Bywam zaczepiany przez Polaków, których w życiu na oczy nie widziałem
(a już na pewno nie w kościele), którzy zapewniają – gdybyś chciał kiedyś wrócić,
to śmiało, przyjmiemy cię z otwartymi ramionami, jesteś w porządku gość… Jak tu
się nie uśmiechnąć… To zresztą najlepsze, co można robić w te ostatnie dni. Uśmiechać
się i to dużo…
A nad Słowem dziś pomyślałem,
że Pan daje nam znakomite wskazówki dla oceny poziomu naszego zjednoczenia z
Nim. Do niego przecież zachęca i wzywa – ścisłe zjednoczenie niczym gałązki z
krzewem winnym jest Jego pragnieniem wobec nas. Ale jak określić poziom tego
zjednoczenia? Po czym poznać, że ono rzeczywiście istnieje?
Pan mówi – kto trwa we
mnie, a ja w nim, ten przynosi owoc obfity… No i to pierwsze pytanie – o owoce
naszego życia? Czy rzeczywiście obfite i piękne, czy jakieś „śliwki robaczywki”?
Samemu trudno to ocenić, ale właśnie po to daje nam Kościół spowiedników,
kierowników, czy przewodników duchowych, żeby takie rzeczy weryfikować. Konfrontując
moje życiowe owoce z kimś, komu ufam i kto żyje z Ducha, mam szanse poznać poziom
mojego zjednoczenia z Jezusem…
Po wtóre – jeśli we mnie
trwać będziecie, proście o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni? Po
znajomości? Bez kolejki? Po cichu i pod stołem? Nic z tych rzeczy… Ścisłe
zjednoczenie z Panem pozwala głęboko wejść w Jego pragnienia i znakomicie
odczytywać Jego wolę. Wówczas wszystko, o co prosimy się realizuje, bo prosimy
tylko o to, czego chce Jezus, a to czasami zupełnie inne rzeczy, niż te,
których moglibyśmy po ludzku chcieć. A zatem poziom wysłuchiwania naszych
modlitw może nam sporo powiedzieć o poziomie zjednoczenia z Jezusem… Może warto
to sprawdzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz