niedziela, 15 lipca 2018

dwóch, trzech, czterech...


Photo by rawpixel.com from Pexels
(Mk 6,7-13)
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi. I przykazał im. żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”. I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.


Mili Moi…
Nadaktywności ciąg dalszy… Jakoś wyjątkowo dużo zadań jak na lipiec… Niestety znane przysłowie – „po Bożym Ciele nie ma księdza w kościele” nijak się tu u nas nie sprawdza… Ale dzięki temu dni płyną szybko i właściwie zostały mi jeszcze dwa tygodnie obecności w Bridgeport. To już naprawdę trochę jak wizyta, bo rzeczy pozostało mi tylko tyle, ile zmieści się w walizkę. Puste półki przypominają mi każdego dnia, że już za chwilę czas ruszyć w drogę…

W poniedziałek wysłałem kilka kartonów. A w piątek dwa z nich były już pod moimi drzwiami… Ale niestety nie w Polsce, tylko tu, w Bridgeport. Wróciły w stanie znacznego zużycia… A to tylko trzy dni. Kartki z adresami zerwane, a dzięki zapisanemu naprędce własnoręcznie adresowi zwrotnemu, przynajmniej odzyskałem kilka książek. Podobno nic takiego nigdy dotąd się nie zdarzyło. Jak ja lubię być pionierem… Cóż, jutro podejmiemy kolejna próbę.

Dziś mamy diecezjalną Niedzielę Misyjną. Taki pomysł mógł zrodzić się tylko w amerykańskich głowach. Im mniej ludzi w kościele, tym ważniejsze zbiórki finansowe. Ale ja się cieszę bardzo, bo już dawno nie miałem tak spokojnej niedzieli. To wszystko dzięki gościowi, który przyjechał na tę zbiórkę i przejął część moich obowiązków. Pracujemy dziś razem…

I to mi uzmysławia, że Jezusowe polecenie, aby uczniowie szli po dwóch ma głęboki sens. Wzajemna, życzliwa pomoc jest tylko jednym z aspektów tego współdziałania. Czasem, rzecz jasna, nie jest to łatwe. Bywa, że znacznie wygodniej pracuje się w pojedynkę. Ale generalnie – wspólnota to skarb. A im większa, tym lepiej. Po czterech latach w dwuosobowej wspólnocie uzmysławiam sobie tęsknotę za wspólnotą bardziej liczną. Właśnie po to przecież wstąpiłem do zakonu. I choć tych czterech lat z moim współbratem Stefanem nie zamieniłbym na nic innego, bo to święty człowiek, to jednak cieszę się, że od września będę mógł zamieszkać w domu z kilkoma braćmi. To duże wyzwanie, ale też i duża radość. Zakon to cudowna przestrzeń realizowania Ewangelii. Każdemu polecam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz