zdj:flickr/Wendell/Lic CC
Jezus powiedział do swoich
uczniów:
«Słyszeliście, że
powiedziano przodkom: „Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu
swej przysięgi”. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo
jest tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę,
bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet
jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym.
Niech wasza mowa będzie:
Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi». (Mt 5, 33-37)
Mili Moi…
No i wylądowałem… A nawet
dotarłem już do domu dzięki mojemu dobremu parafianinowi Robertowi, który mnie
przywiózł. Lot bez komplikacji, choć umęczyłem się dziś okrutnie. W myśl zasady
„człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego” – kilka ostatnich lotów to wolne
miejsca wokół mnie, a dziś samolot wyjątkowo wypełniony. Brakowało mi więc
nieco przestrzeni. Ale za to nigdzie nie było kolejek, więc szybko wszelkie
odprawy… No i jak co roku cała rodzina S. żegna mnie na lotnisku w Gdańsku. Pięć osób,
które przyjaźnie machają na pożegnanie to ostatni obraz, który zabieram ze sobą
z Polski. Baaaardzo ich lubię, bo są niezawodni…
Mój pobyt w Polsce
zakończył się równie kosmicznie jak się zaczął. Być może pamiętacie, że podczas
pierwszego spaceru spowiadałem człeka, który właśnie wówczas poczuł
przynaglenie, aby mnie o spowiedź poprosić. Wczoraj było podobnie, tylko chyba
jeszcze bardziej „niezwyczajnie”. Noc przed wylotem zawsze spędzam u przyjaciół
w Gdyni. Poszliśmy do kina, bez telefonu, a tu po powrocie cztery połączenia z
nieznanego numeru i pytanie smsowe – czy jeszcze jestem w Polsce? Po krótkim
badaniu okazało się, że to pewna warszawska, męska dusza poczuła przynaglenie
do spowiedzi generalnej. Samochód, cztery godziny podróży, nieudane
poszukiwania w Sztumie i po kilku wskazówkach stanął człek w progach gościnnego
domu Kasi i Rafała. Była północ… Spowiedź skończyliśmy o 3 nad ranem. I człek
wrócił do Warszawki. A ja jeszcze długo nie mogłem zasnąć uwielbiając Pana za
to, że pozwolił mi być księdzem… I jestem nim dwadzieścia cztery godziny na
dobę…
I tak sobie myślę, że to
nasze spotkanie mieściło się w dzisiejszym zaleceniu Jezusa – niech wasza mowa
będzie „tak, tak, nie, nie”. Bo wiara jest prosta. I posługa kapłańska też…
Kiedy więc słyszę w słuchawce głos – ojcze, potrzebuję spowiedzi, nie mam
żadnych wątpliwości, że odpowiedź może być tylko jedna – przyjeżdżaj. Bóg na
Ciebie czeka. Ja też czekam…
Jestem pełna szacunku za taką postawę gotowości służenia ludziom i Bogu, nawet za cenę własnego odpoczynku!!!
OdpowiedzUsuńa ja pragnę Kierownika Duchowego, ale ... moi spowiednicy nie budzą zaufania na tyle, by poprosić o prowadzenie :-( ech, szkoda...
OdpowiedzUsuń