poniedziałek, 26 czerwca 2017

wędrując po NY...

(Mt 7,1-5)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.


Mili Moi…
Ostatnie dni niezwykle intensywne… W piątek przywiozłem gościa. Marcin Zieliński, bo o nim mowa, prowadzi w naszej parafii od soboty rekolekcje. Spotkaliśmy się pierwszy raz rok temu współprowadząc Forum Charyzmatyczne w Chicago. Z przyjemnością patrzyłem na tego skromnego chłopaka całkowicie pochłoniętego troska o chwałę Bożą. Bez wahania zaprosiłem go do nas i dziś możemy cieszyć się z jego obecności. A że chłop młody, a ja już nie do końca, to czasami za nim nie nadążam…

Wczoraj wybraliśmy się wspólnie do Nowego Jorku – Marcin po raz pierwszy w życiu. No i tak się ciekawie złożyło, że trafiliśmy na Pride 2017 – wielką paradę osób homoseksualnych. Przyznam szczerze, że pierwszy raz „uczestniczyłem” w takim wydarzeniu i nie chciałbym nigdy więcej. Mój habicik pewnie wzbudzał niejedno zdziwione spojrzenie, chociaż „księży” wśród paradników nie brakowało - byli jednak ubrani zgoła inaczej. Mam nadzieję, że nie stałem się bohaterem prasowych relacji…

Wydarzenie mocno zasmucające… Po pierwsze z powodu liczby uczestników. Tysiące młodych ludzi. Wielu z nich półnagich lub w strojach rodem z sex shopów. Wielu zachowujących się wyzywająco, czy wręcz wulgarnie. Głośna muzyka i dominująca atmosfera zabawy, wszędobylski zapach palonej marihuany. I smutny widok tych samych ludzi na ulicach sąsiadujących z Piątą Aleją – mężczyzn „pod wpływem” poprzebieranych za kobiety, w butach z połamanymi obcasami, z rozmazanym makijażem… Wstrząsające… Smutne…

Ani cienia gniewu nie spowodował we mnie ten marsz. Nawet wówczas, kiedy niczym w getcie (wybaczcie skojarzenie) musieliśmy oczekiwać z wielką grupa ludzi na przejście na drugą stronę ulicy. Wstrzymywano paradników na chwilę, aby jakąś grupę przechodniów przepuścić. Odstaliśmy tam swoje… Jedno, co miałem w sercu, to głębokie współczucie. Bo całej tej beznadziei i smutku nie da się przykryć warstwą makijażu, nie da się zagłuszyć jazgotliwą muzyką, nie da się zmienić ostentacyjnymi gestami jednopłciowej czułości… Całe miasto oflagowane, każdy sklep, restauracja zaznaczające swoje poparcie dla tej manifestacji tak bardzo sprzecznej z Bożym prawem miłości…

Jedno, co chcę podkreślić, a co mocno wiąże z kulturą tego kraju – nikt, absolutnie nikt mnie nie zaczepiał, nie wznosił wrogich okrzyków, nie zachowywał się wobec mnie prowokacyjnie… Modliliśmy się idąc… Błogosławiliśmy temu miastu i tym ludziom. Błagaliśmy Boga, aby zniszczył grzech, ale ocalił grzeszników, naszych braci i siostry, którzy zdecydowali się żyć wbrew Niemu, według własnego upodobania…

Dziś w tym kontekście odczytuję Słowo. Ten fragment jest z taką lubością wykorzystywany przez wszystkich, którzy odrzucają prawdę obiektywną, a wraz z nią wszelką możliwość krytyki ich zachowań i jakiejkolwiek oceny cudzych działań. Ileż to razy spotykałem się z wezwaniami do „miłości bliźniego, jak siebie samego”. Zawsze się wówczas uśmiecham, bo tę „miłość” zwykle odrywa się zupełnie od Bożych wskazań i oczekiwań, od Źródła, którym jest On sam, od zasad, które On zechciał nam objawić…

„Nie sądźcie”, podobnie jak większość komentatorów biblijnych, rozumiem jako wezwanie, które można oddać innymi słowami – „nie wydawajcie wyroków”. To może uczynić tylko Pan. Ale „nie sądźcie” z pewnością nie może oznaczać „nie oceniajcie”. Po to Bóg dał swoje prawo i wyposażył nas w rozum, żebyśmy na tej podstawie byli w stanie ocenić własne i cudze postepowanie jako słuszne i właściwe, lub jako nieprawidłowe, czy wręcz grzeszne. Nie kwestionując całego dobra, które Miłujący Bóg zaszczepił w paradujących wczoraj ludziach, z całą pewnością i bez najmniejszych wątpliwości oceniam wczorajsze wydarzenia i im podobne, odbywające się na całym świecie, jako złe i grzeszne i modlę się szczerze o nawrócenie wszystkich w nich uczestniczących. Czynię tak motywowany tą miłością, do której tak często jestem zachęcany, ponieważ uczę się jej od Tego, który zna prawdziwe dobro i pragnie go dla każdego człowieka. Objawia je i proponuje, wzywa do Niego i napomina, i nie przestanie tego czynić, a ja błagam Go, aby nie zrezygnował ze swojej cierpliwości…

Współczuję… Nie rozdaję ciosów Biblią, nie wale po głowach Różańcem. Współczuję i mam szczerą nadzieję, że wszystkim paradnikom i ich supporterom kiedyś ta Miłość również się objawi, doświadczą jej, zachwycą się i do niej przylgną…

1 komentarz:

  1. Witam,
    myślę że te ich publiczne zachowania to tak naprawdę krzyk rozpaczy w samotności, bo znając wiele osób homoseksualnych obojga płci - widzę wyraźnie że w gruncie rzeczy są to osoby głęboko nieszczęśliwe i szukające miłości.. Smutne to wszystko, ten krzyk zamaskowany głośną muzyką, krzykliwymi strojami.. oby odnaleźli prawdziwą Miłość i prawdziwe Dobro..

    OdpowiedzUsuń