poniedziałek, 5 czerwca 2017

w lesie...

zdj:flickr/twak/Lic CC
(J 2,1-11)
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

Mili Moi…
Sobota była pięknym dniem… Jedenaście lat temu, właśnie tego dnia, również w Wigilię Zesłania Ducha Świętego, biskup Kazimierz Nycz nałożył na mnie ręce udzielając mi święceń prezbiteratu… Niewiele pamiętam. Tak bardzo emocjonujące były to chwile. Ale od tego dnia chodzę z tajemnicą wewnątrz mojego serca, z czymś, czego nie rozumiem i nigdy nie pojmę. Noszę w sobie władzę (nad chorobami i złymi duchami), noszę ducha służby, noszę namaszczone słowo, noszę gorliwość pragnień… Tyle różnych rzeczy zaszczepił we mnie Pan tego dnia… Dziś, po jedenastu latach, świętowałem w ciszy – bez nadmiaru życzeń (tym dwóm osobom, które mi je złożyły z serca jednak dziękuję), bez gwaru, bez celebracji… Przy Jego sercu i w posłudze… Wieczorne czuwanie w Gdańsku przyniosło mi wiele radości. Pełen kościół zasłuchanych ludzi, ludzi, przez których czułem się przyjęty i oczekiwany. To był najlepszy prezent od Umiłowanego na ten dzień. Pokazał mi, że wciąż gdzieś jestem potrzebny…

A dziś już dotarłem do Łodzi, do naszego, franciszkańskiego seminarium duchownego. Zatrzymałem się tu i zamierzam zrealizować pewien eksperyment – chcę tu przeżyć kilkudniowe skupienie, moje doroczne rekolekcje. Eksperyment, bo po raz pierwszy będę je przeżywał w samotności, nie w zorganizowanej grupie, a co za tym idzie – sam je musze sobie zorganizować. Wchodzę w nie z książką „Lęki kapłańskie”. Może pomoże mi ona nieco lepiej zrozumieć mi samego siebie. Chcę dać Jezusowi czas, chcę z Nim poprzebywać, chcę Go słuchać. Czuję duży głód, co pomnaża moją nadzieję na dobry czas. Wcale bowiem niełatwo się zdyscyplinować i bez konkretnego planu dnia, bez prowadzenia przez kogoś, konsekwentnie wchodzić w ciszę z Nim… Ale ptaki za oknem śpiewają obłędnie, las pachnie przecudnie – nasze seminarium mieści się w największym w Europie parku na terenie miasta. To po prostu las, z którego kiedyś chciałem jak najszybciej uciec (do posługi rzecz jasna), a do którego dziś wracam z ogromnym sentymentem i tęsknotą… Aż chce się tu być…

Zaczynam te rekolekcje z Maryją Matką Kościoła. Wierzę więc, że, podobnie jak w Kanie Galilejskiej, zwróci Ona moją uwagę nie tylko na mnie samego, ale na potrzeby wspólnoty. Chciałbym zaczerpnąć w Jej obecności czegoś szczególnego z Serca Jezusa, czegoś, czym mógłbym się podzielić z moimi parafianami. Bo moje rekolekcje to jest również czas ważny dla nich. Od tego, jak je przeżyje, zależy bowiem mój kolejny rok w Bridgeport – moja kondycja duchowa, moje głoszenie… Tak to już jest, że kapłańskie serce niesie w sobie wielu i ma za zadanie wielu nakarmić. Nie sobą dzięki Bogu, ale… Ten, który syci, chce najpierw nasycić mnie, bo dzielić się można tylko tym, co się samemu posiada. Polecam się więc modlitwie, zwłaszcza tych, którym służę… Moje rekolekcje, to również w jakimś sensie Wasze rekolekcje. Pokornie proszę Was o modlitewną pomoc w ich przeżyciu…

Nie odcinam się zupełnie od świata, ale zamierzam stanowczo ograniczyć udział w przestrzeni internetowej. Jeśli wydarzy się coś, o czym warto napisać, to napiszę… Na razie się odmeldowuję…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz