niedziela, 18 czerwca 2017

być zawsze gotowym...

zdj:flickr/Wendell/Lic CC
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi”. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym.
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi». (Mt 5, 33-37)

Mili Moi…
No i wylądowałem… A nawet dotarłem już do domu dzięki mojemu dobremu parafianinowi Robertowi, który mnie przywiózł. Lot bez komplikacji, choć umęczyłem się dziś okrutnie. W myśl zasady „człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego” – kilka ostatnich lotów to wolne miejsca wokół mnie, a dziś samolot wyjątkowo wypełniony. Brakowało mi więc nieco przestrzeni. Ale za to nigdzie nie było kolejek, więc szybko wszelkie odprawy… No i jak co roku cała rodzina S. żegna mnie na lotnisku w Gdańsku. Pięć osób, które przyjaźnie machają na pożegnanie to ostatni obraz, który zabieram ze sobą z Polski. Baaaardzo ich lubię, bo są niezawodni…

Mój pobyt w Polsce zakończył się równie kosmicznie jak się zaczął. Być może pamiętacie, że podczas pierwszego spaceru spowiadałem człeka, który właśnie wówczas poczuł przynaglenie, aby mnie o spowiedź poprosić. Wczoraj było podobnie, tylko chyba jeszcze bardziej „niezwyczajnie”. Noc przed wylotem zawsze spędzam u przyjaciół w Gdyni. Poszliśmy do kina, bez telefonu, a tu po powrocie cztery połączenia z nieznanego numeru i pytanie smsowe – czy jeszcze jestem w Polsce? Po krótkim badaniu okazało się, że to pewna warszawska, męska dusza poczuła przynaglenie do spowiedzi generalnej. Samochód, cztery godziny podróży, nieudane poszukiwania w Sztumie i po kilku wskazówkach stanął człek w progach gościnnego domu Kasi i Rafała. Była północ… Spowiedź skończyliśmy o 3 nad ranem. I człek wrócił do Warszawki. A ja jeszcze długo nie mogłem zasnąć uwielbiając Pana za to, że pozwolił mi być księdzem… I jestem nim dwadzieścia cztery godziny na dobę…

I tak sobie myślę, że to nasze spotkanie mieściło się w dzisiejszym zaleceniu Jezusa – niech wasza mowa będzie „tak, tak, nie, nie”. Bo wiara jest prosta. I posługa kapłańska też… Kiedy więc słyszę w słuchawce głos – ojcze, potrzebuję spowiedzi, nie mam żadnych wątpliwości, że odpowiedź może być tylko jedna – przyjeżdżaj. Bóg na Ciebie czeka. Ja też czekam…

2 komentarze:

  1. Jestem pełna szacunku za taką postawę gotowości służenia ludziom i Bogu, nawet za cenę własnego odpoczynku!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja pragnę Kierownika Duchowego, ale ... moi spowiednicy nie budzą zaufania na tyle, by poprosić o prowadzenie :-( ech, szkoda...

    OdpowiedzUsuń