sobota, 28 stycznia 2017

i nie daj się zabić...

zdj:flickr/Zach Stern/Lic CC
(Mk 4,35-41)
Przez cały dzień Jezus nauczał w przypowieściach. Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: Przeprawmy się na drugą stronę. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?

Mili Moi…
Pozdrawiam Was z Jasnej Góry… Dotarłem tu dziś i chłonę atmosferę Domu Matki. Szczerze liczę na wsparcie duchowe z Jej strony, bo czuje się niesamowicie zmęczony… I psychicznie i duchowo… I chyba w każdym innym względzie…

Moje dotychczasowe działania w Polsce miały mi przynieść wizę, która pozwoli mi wrócić do USA. Ale okazały się połowiczne. Wizę mi przyznano, ale nie wiem kiedy ją otrzymam. Stało się tak, ponieważ amerykański urząd imigracyjny wysłał mi oryginał pisma potwierdzającego przyznanie wizy, ale nie zamieścił tego w systemie komputerowym. Pismo sprawiło, że wizę mi przyznano, ale jej wydanie jest uzależnione od ukazania się dokumentu w systemie. A tam ktoś się nie spieszy… Może to oznaczać nieco dłuższe zimowe wakacje w Polsce, czego zdecydowanie nie planowałem. Zawierzam wszystko Jezusowi przez Maryję, ale jeśli jakieś życzliwe dusze zechcą wesprzeć tę sprawę swoją modlitwą, to proszę o prawdziwy szturm do nieba. Bilet mam na czwartek, a żadnych ruchów w tym temacie nie ma. Mogę tylko czekać i ufać…

Odwiedziłem dziś moje dzieci duchowe… Młode siostry betanki, które w Częstochowie akurat prowadzą rekolekcje dla młodzieży… Jak to dobrze widzieć, że się rozwijają, że trwają, że rosną… I mieć świadomość, że się w tym wzroście odrobinę uczestniczyło. U początków, kiedy te roślinki były jeszcze takie niepozorne, delikatne, słabe… A teraz… Serce rośnie.

Patrzę dziś na Jezusa uciszającego burzę i myślę sobie, że nie przypadkowo tę Ewangelię usłyszałem tu, gdzie przyjechałem prosić o uciszenie mojej własnej, osobistej, małej życiowej burzy… Staram się Go słuchać, wierząc że przemówi i do mnie w te dni… Kto wie, czy nie stało się to dziś podczas spotkania z pewnym bezdomnym, z którym pogawędziliśmy nieco. Wyjątkowo inteligentny człowiek z rozległa wiedzą religijną. Powiedział do mnie – jesteś misjonarzem?, to ci coś powiem… Żyjemy w czasach apokalipsy, Jezus chce zbawić wszystkich, nie daj się zabić… I bądź naprawdę dobrym misjonarzem…

I może właśnie o to chodzi… Może zamiast przejmować się burzą, muszę zacząć przejmować się zupełnie czymś innym…

1 komentarz: