wtorek, 24 stycznia 2017

Matka matek...

zdj:flickr/Lawrence OP/ Lic CC
(Mk 3,31-35)
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją matką i /którzy/ są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

Mili Moi…
No i jestem w Polsce… Nie pisałem o tym wcześniej, bo wyjazd jest krótki i w sprawach, które określiłbym jako służbowe. W grudniu upłynął termin ważności mojej wizy pracowniczej i nadszedł czas, żeby ją przedłużyć. Oczywiście strona amerykańska zaaprobowała moją prośbę, ale wiz nie wydaje się w Ameryce. Musiałem więc wrócić do kraju, aby ten magiczny papierek odebrać. Mam nadzieję, że jutro w ambasadzie wszystko pójdzie dobrze i wizę otrzymam. Choć na lotnisku miała miejsce zabawna sytuacja. Obsługująca mnie sympatyczna muzułmanka widząc mój „kwitek wyjazdowy” w paszporcie, zapytała swego szefa, który ją uczył – czy to deportacja? On ją zapewnił, że nie… Ale kto wie… Może jakaś prorokini…

Samolot w połowie zapełniony, więc bardzo wygodnie. No i na czas. Niemieckie linie mają u mnie „plusa”. Podróż przyjemna i bez żadnych przygód. A co najważniejsze czułem się zupełnie spokojny, co przy mojej niechęci do latania ma duże znaczenie. Może to efekt obejrzenia wielu odcinków dokumentalnego serialu „Katastrofy w przestworzach”, który wciągnął mnie w minionym tygodniu. Być może mój umysł wreszcie pojął, że nie ma sensu się denerwować, bo i tak… No w każdym razie było spokojnie.

Mój pobyt w Polsce to jednak nie tylko formalności wizowe. Przed obroną doktoratu (do której rzecz jasna jeszcze bardzo daleko) każdy student musi zdać dodatkowe egzaminy – z wybranego przedmiotu i z języka obcego. 30 stycznia czeka mnie więc przeprawa z pedagogiką i językiem angielskim. Uczę się więc zacnych rzeczy na temat pedagogiki personalistycznej, wiarygodności wychowawcy i wpływu teorii wychowania na praktykę edukacyjną. Przy okazji oddycham zimnym polskim powietrzem i cieszę się chwilową zmianą otoczenia. Ona zawsze robi dobrze. Jutro więc Warszawa, potem Częstochowa (wizyty u Mamy bym sobie nie darował), no i Lublin. A za kilka dni powrót do USA (oczywiście jeśli w paszporcie pojawi się na to zgoda).

Dziś natomiast miłe spotkanie z braćmi na pogrzebie mamy jednego z nich w pobliskim Ryjewie. Piękne, długie życie Stefanii lat 93 dobiegło kresu. Ośmioro dzieci, dwadzieścioro wnucząt, dwadzieścioro dziewięcioro prawnucząt i dziewięcioro praprawnucząt mówi samo za siebie. Ma się za nią kto modlić. A my, franciszkanie dołączyliśmy dziś do tego grona. Spotkałem też wiele osób ze wspólnot, którym niegdyś przewodziłem - dziękuję Wam za wasze wsparcie i za to, że wciąż pamiętacie, modlicie się i... tęsknicie.

Kaznodzieja dowodził dziś, że wraz z matką tracimy dom. Pewnie coś w tym jest. Ale kiedy uświadamiam sobie, że nasze matki czekają na nas w nowym domu, wiecznym i nieprzemijającym, a nade wszystko znacznie bardziej szczęśliwym, niż ten ziemski, choćby był najcudowniejszy, to doświadczam dużego spokoju. A kiedy uświadamiam sobie, że czeka tam jeszcze ta Matka matek, o której mówi dzisiejsza Ewangelia, to już w ogóle przeżywam duży przypływ nadziei. Dobrze, że są na tej ziemi również Domy Matki, w których Jej szczególna obecność jest wyczuwalna. Dlatego z taką tęsknotą czekam na Jasną Górę. Muszę Jej trochę poopowiadać o bolączkach mojego codziennego życia. A Ona będzie słuchać… Zawsze z tą samą czułością i cichą obecnością mnie przyjmuje. I słucha… A potem działa… Tak, jak tylko Matka potrafi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz