zdj:flickr/77krc/Lic CC
(Mk 1,14-20)
Gdy Jan został uwięziony,
Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i
bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.
Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego,
Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do
nich: Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi. I
natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna
Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci.
Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami
w łodzi i poszli za Nim.
Mili Moi…
No jeśli ja zaglądam na
mojego bloga raz w tygodniu, to już musi być naprawdę źle… I rzeczywiście
mnóstwo rzeczy się dzieje, choć żywiłem nadzieję, że po Nowym Roku to już
będzie z pewnością lżej i spokojniej. Tymczasem nic z tego.
Miniony tydzień to sporo
zajęć związanych z takim prozaicznym zjawiskiem, jak mój legalny pobyt w USA.
Moja wiza utraciła swoją ważność. Rzecz jasna już od lipca aplikowaliśmy o jej
przedłużenie, więc ostatnie dni domagały się finalizowania tego zjawiska.
Telefony, maile, rozmowy, ale wygląda na to, że „rajska Ameryka” jeszcze mnie trochę
potrzyma w swoich objęciach.
Atak zimy pokrzyżował nam nieco
plany sobotnie, ponieważ głęboki śnieg uniemożliwił wszystkim zainteresowanym
dotarcie na nasze doroczne, parafialne Przyjęcie Bożonarodzeniowe. Ale z wielką
radością przywitaliśmy tych ponad stu odważnych parafian, którzy jednak
zdecydowali się przybyć. Może nieco bardziej kameralnie, ale wcale nie mniej
radośnie spędziliśmy kilka godzin w gronie przyjaciół. Posłuchaliśmy
znakomitego koncertu jazzowego, pośpiewaliśmy wspólnie kolędy, zjedliśmy dobry
obiad. A na dworze mały śniegowy Armagedon.
Wczoraj zaś rozpocząłem rekolekcje
ewangelizacyjne w Worcester, MA, w polskiej parafii Matki Boskiej
Częstochowskiej. To około dwóch godzin jazdy stąd. Tam też śnieg dał się trochę
we znaki, ale frekwencja niezła. Dziś jednak dane będą nieco bardziej
wiarygodne, bo wczoraj przecież niedziela. Z radości – spotkałem moich sąsiadów
ze Sztumu, którzy tam mieszkają, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Bardzo miłe chwile – jak to mówią – góra z górą się nie zejdzie… Wieczorem
wróciłem do domu, bo kolędy trwają w najlepsze. Każdego wieczoru więc
błogosławimy domy tym, którzy nas zapraszają. A jako, że zapraszający zwykle
mają ochotę pogadać, to taka wizyta trwa dwie, trzy godziny. Wczorajsza była
zupełnie wyjątkowa – rodzina, która mnie zaprosiła, gościła pod swoim dachem
wędrujący obraz Matki Bożej Częstochowskiej. To było cudowne uczucie, klęczeć z
rodzicami i ich trzema synami i odmawiać wspólnie Różaniec. Oby więcej takich
chwil, miejsc, rodzin…
Dziś z małym poślizgiem
wylosowaliśmy patronów i sentencje na rozpoczynający się rok i z radością przyjąłem
do wiadomości, że szczególnym moim opiekunem będzie znakomity kaznodzieja,
święty Antoni z Padwy. Sentencją przewodną zaś staną się dla mnie słowa
przypisywane Tertulianowi – Tylko ten, kto boi się Boga, nie boi się diabła.
A początek nowego okresu
liturgicznego to Słowo o powołaniu pierwszych uczniów. U nas wprawdzie dziś
dopiero Święto Chrztu Pańskiego, więc mamy czytania wczorajsze, ale w Polsce
liturgia już na zielono… To Słowo jakoś szczególnie mnie dotyka na dwie godziny
przed kolejną podróżą ewangelizacyjną. Za chwilę bowiem wracam do Worcester, MA
właśnie w tym celu – aby czynić uczniów. Moja misja to kontynuacja misji Jezusa
– wzywanie i zapraszanie do świadomego życia z Nim, do oddania Jemu swojej
codzienności. Ale zanim to nastąpi, dziś poopowiadam trochę o miłości Bożej. Mam
szczerą nadzieję, że Słowo trafi na podatny grunt ludzkich serc i w środę Pan
będzie czynił cuda. A największy z nich to przecież przemiana ludzkich serc…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz