poniedziałek, 9 stycznia 2017

Święty Antoni - módl się za nami...

zdj:flickr/77krc/Lic CC
(Mk 1,14-20)
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Mili Moi…
No jeśli ja zaglądam na mojego bloga raz w tygodniu, to już musi być naprawdę źle… I rzeczywiście mnóstwo rzeczy się dzieje, choć żywiłem nadzieję, że po Nowym Roku to już będzie z pewnością lżej i spokojniej. Tymczasem nic z tego.

Miniony tydzień to sporo zajęć związanych z takim prozaicznym zjawiskiem, jak mój legalny pobyt w USA. Moja wiza utraciła swoją ważność. Rzecz jasna już od lipca aplikowaliśmy o jej przedłużenie, więc ostatnie dni domagały się finalizowania tego zjawiska. Telefony, maile, rozmowy, ale wygląda na to, że „rajska Ameryka” jeszcze mnie trochę potrzyma w swoich objęciach.

Atak zimy pokrzyżował nam nieco plany sobotnie, ponieważ głęboki śnieg uniemożliwił wszystkim zainteresowanym dotarcie na nasze doroczne, parafialne Przyjęcie Bożonarodzeniowe. Ale z wielką radością przywitaliśmy tych ponad stu odważnych parafian, którzy jednak zdecydowali się przybyć. Może nieco bardziej kameralnie, ale wcale nie mniej radośnie spędziliśmy kilka godzin w gronie przyjaciół. Posłuchaliśmy znakomitego koncertu jazzowego, pośpiewaliśmy wspólnie kolędy, zjedliśmy dobry obiad. A na dworze mały śniegowy Armagedon.

Wczoraj zaś rozpocząłem rekolekcje ewangelizacyjne w Worcester, MA, w polskiej parafii Matki Boskiej Częstochowskiej. To około dwóch godzin jazdy stąd. Tam też śnieg dał się trochę we znaki, ale frekwencja niezła. Dziś jednak dane będą nieco bardziej wiarygodne, bo wczoraj przecież niedziela. Z radości – spotkałem moich sąsiadów ze Sztumu, którzy tam mieszkają, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Bardzo miłe chwile – jak to mówią – góra z górą się nie zejdzie… Wieczorem wróciłem do domu, bo kolędy trwają w najlepsze. Każdego wieczoru więc błogosławimy domy tym, którzy nas zapraszają. A jako, że zapraszający zwykle mają ochotę pogadać, to taka wizyta trwa dwie, trzy godziny. Wczorajsza była zupełnie wyjątkowa – rodzina, która mnie zaprosiła, gościła pod swoim dachem wędrujący obraz Matki Bożej Częstochowskiej. To było cudowne uczucie, klęczeć z rodzicami i ich trzema synami i odmawiać wspólnie Różaniec. Oby więcej takich chwil, miejsc, rodzin…

Dziś z małym poślizgiem wylosowaliśmy patronów i sentencje na rozpoczynający się rok i z radością przyjąłem do wiadomości, że szczególnym moim opiekunem będzie znakomity kaznodzieja, święty Antoni z Padwy. Sentencją przewodną zaś staną się dla mnie słowa przypisywane Tertulianowi – Tylko ten, kto boi się Boga, nie boi się diabła.

A początek nowego okresu liturgicznego to Słowo o powołaniu pierwszych uczniów. U nas wprawdzie dziś dopiero Święto Chrztu Pańskiego, więc mamy czytania wczorajsze, ale w Polsce liturgia już na zielono… To Słowo jakoś szczególnie mnie dotyka na dwie godziny przed kolejną podróżą ewangelizacyjną. Za chwilę bowiem wracam do Worcester, MA właśnie w tym celu – aby czynić uczniów. Moja misja to kontynuacja misji Jezusa – wzywanie i zapraszanie do świadomego życia z Nim, do oddania Jemu swojej codzienności. Ale zanim to nastąpi, dziś poopowiadam trochę o miłości Bożej. Mam szczerą nadzieję, że Słowo trafi na podatny grunt ludzkich serc i w środę Pan będzie czynił cuda. A największy z nich to przecież przemiana ludzkich serc…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz