zdj:flickr/Jussie D. Brito/Lic CC
(Mk 16,15-20)
Jezus ukazawszy się Jedenastu rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście
Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie
zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te
znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami
mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im
szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie. Po rozmowie z
nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli
i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę
znakami, które jej towarzyszyły.
Mili Moi…
Przepraszam za
długie milczenie, ale mówiąc najszczerzej, nie miałem ani siły, ani weny do
pisania w ostatnich dniach. Moje podróże z moimi gośćmi były cudowne i stały
się dla mnie znakomitym źródłem relaksu psychicznego, ale fizycznie czuję się
wyczerpany. Przejechałem w tych dniach wiele mil, co wiąże się oczywiście z
dużym napięciem i skupieniem, żeby te zakonne skarby Kościoła wszędzie dowieźć
bezpiecznie. Udało się. Zwiedziliśmy całkiem sporo i myślę, że siostry całkiem
zadowolone wróciły wczoraj do domu. A ja od dziś zacząłem dochodzić do siebie.
Najpierw się trochę wyspałem, a potem wszedłem w różne zaległości, których
nazbierało się przez czas mojej nieobecności w domu. Ale wszystko na jak
najlepszej drodze. I właściwie uświadomiłem sobie wczoraj na lotnisku, że za
kilka tygodni ja sam mam tam pojechać, wsiąść do samolotu i zrealizować swój
własny urlop w Polsce. To zupełnie niezwykłe… Kolejne wakacje. Już tak niedługo…
Jedyne, co spędza mi sen z powiek, to moje spotkanie z moim czcigodnym
promotorem i konieczność wyznania prawdy. Doktorat? Chyba nie w tym życiu…
Staram się nie tracić nadziei, ale jest to z dnia na dzień coraz trudniejsze…
Tym bardziej, że końcówka roku duszpasterskiego jest bardzo intensywna.
Ostatnie przygotowania do I Komunii i Bierzmowania, czas Zesłania Ducha
Świętego, Boże Ciało, nabożeństwa majowe… Ale damy radę…
A dziś myślę tylko
nad jednym słowem z Ewangelii. Idźcie… To mnie cały czas bardzo dotyka. Nie
tylko dlatego, że była to metoda Jezusa i Jego uczniów, ale również dlatego, że
jest ona ściśle związana z historią naszego Zakonu. Franciszek ją wybrał i na
niej oparł tę nową rodzinę w Kościele. Idźcie oznacza ni mniej ni więcej, tylko
bądźcie w drodze z Ewangelią. A ja czuję, że w obecnym okresie mojego życia
jestem jak najdalszy od realizacji tego zalecenia. A pragnienia wciąż są i
modlę się, żeby Pan mnie kiedyś tak naprawdę posłał. Żebym usłyszał słowa,
które stały się udziałem Barnaby i Pawła – poślijcie ich już na tę misję, do
której ich przeznaczyłem. I poszli… Bardzo realnie i prawdziwie przebierając
nogami.
A ja siedzę… Tworzę
plany rozwoju parafii, zatrudniam, remontuję. Owszem, głoszę, ale pozbawiony
dynamizmu drogi, bo jedyna odległość, którą przemierzam z Ewangelią to tych
kilka metrów z klasztoru do drzwi zakrystii. A ona potrzebuje świeżości wiatru,
zapachu pól, zmęczonych nóg i radości ze spotkania… Może jeszcze kiedyś… Czekam
na ten dzień…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz