sobota, 30 kwietnia 2016

kraj wielkiej modlitwy...

zdj/flickr/Harley Pebley/Lic CC
(J 15,18-21)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał.


Mili Moi…
To, co przeżyłem wczoraj wydaje mi się absolutnie niemożliwym do porównania z jakimkolwiek dotychczasowym doświadczeniem koncertowym. Zresztą nazwać to wydarzenie koncertem, to oznaczałoby obedrzeć je z jego najgłębszej istoty. To był prawdziwy wieczór chwały, podczas którego nie było najmniejszej wątpliwości o Kogo w tym wszystkim chodzi. Pierwsza rzecz – ci artyści nie byli skupieni na sobie ani przez moment. Nikt nikogo nie hołubił, nie było zwracania uwagi na siebie nawzajem. Był tylko Jezus i Jego imię na ich ustach. Uwielbienie było obłędne, szalone, intensywne. Fantastyczna muzyka i najnowsze efekty wizualne użyte dla głoszenia Bożej chwały.

Wiele razy, kiedy oglądałem ich koncerty, nie dowierzałem, że ci ludzie, którzy wypełniali szczelnie te różne wielkie pomieszczenia, wchodzą tak zdecydowanie w modlitwę. Ale wczoraj przekonałem się, że tak jest istotnie. Przyglądając się ludziom wokół, tam naprawdę było bardzo niewielu ludzi na koncercie. Oni tam przyszli się modlić. A ja modliłem się razem z nimi. Wielka rzecz. Zastanawiałem się ilu tam było katolików? Księży chyba niewielu. W habicie pewnie byłem tylko ja. Ale nikt nie patrzył na mnie dziwnie. Wspólna modlitwa – to liczyło się nade wszystko. Nie zapomnę tego doświadczenia na długo. Byłem naprawdę szczęśliwy, że Bóg pozwolił mi być w tym miejscu, w tym kraju, gdzie rodzą się tak cudowne rzeczy, gdzie powstają tak niezwykłe Boże dzieła. W kraju takiej modlitwy...

Przy całym zachwycie, nie zabrakło jednak jednego, trochę smutnego momentu. W pewnej chwili zespół zarządził „komunię”. Oczywiście nie mogli jej udzielić wszystkim, więc wybrali kogoś z widowni, kto miał ją przyjąć w imieniu wszystkich. Rzecz jasna po całym wykładzie dotyczącym symbolicznej obecności Jezusa i po krótkiej modlitwie, bracia na scenie poczęstowali się kawałkiem chlebka ze stoliczka i popili to winkiem z kielichów. Koncert trwał nadal… W tym momencie poczułem się arcyszczęśliwy, że jestem katolikiem, że przyjmuję realne Ciało i Krew mojego Pana, mało tego – na moje słowo chleb i wino się w nie przemieniają. Uwielbiam Cię Jezu w Kościele Katolickim, Matce naszej…

A dziś dochodzę do siebie… Trochę to trudne, bo za chwilę rozpoczynamy nasz parafialny dzień skupienia, a późnym wieczorem bankiet naszej grupy teatralnej. Ale mam nadzieję, że Pan doda mi sił i pozwoli również jutro wstać i służyć. Tak jak potrafię, moim braciom w Kościele…

Słowo pokazuje mi dziś dwóch wychowawców, jak określił to jeden z komentarzy – Ducha Świętego i prześladowania. Duch, który przez Ojców Kościoła bywał nazywany trenerem męczenników i który uczy całej prawdy o Jezusie, prawdy, która daje siły do zniesienia nawet największych przeszkód i przeciwności. I prześladowania, których pierwotny Kościół nie unikał i nie chciał unikać. Hartowały wnętrze chrześcijan i pokazywały, że to, co najważniejsze w życiu, musi kosztować. Czasem płacili cenę najwyższą. Ale bez żalu. Bo wierzyli obietnicy…

Mnie takie wieczory, jak wczorajszy, pomagają dostrzec Boga Żyjącego, działającego pomiędzy nami. Duch Święty nie próżnuje – tłumaczy i objawia. A co z prześladowaniami? Czekam… Przygotowuję się… Na pewno nadejdą… Towarzysząc Jezusowi na poważnienie nie można ich uniknąć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz