piątek, 29 kwietnia 2016

do przodu...


(J 15,9-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.


Mili Moi…
Aktywności mi nie brakuje… Wczoraj cały dzień spędziłem przed ekranem przygotowując sobotni dzień skupienia dla naszej parafii. Mam z tego dużo radości. Tym więcej, że skupiamy się na świętym Piotrze w tym roku, który jest zdecydowanie moim ulubionym, ewangelicznym bohaterem. A będziemy mówili o jego zdradzie… Ciężki temat. Ale bardzo związany z naszym życiem…

Dziś prowadziłem natomiast przedostatni przed wakacjami dzień skupienia dla sióstr w Clifton. Też o świętym Piotrze – jakoś tak mnie natchnęło. Choć zupełnie w innym kontekście – wspólnoty i poszukiwania woli Bożej. Wściekałem się w drodze powrotnej. Nie wiem jak powstają korki, ale ten dzisiejszy mnie jakoś szczególnie wyprowadził z równowagi. Podziwiam ludzi, którzy spędzają w korkach pół życia. Wieczorem zaś spotkanie rady parafialnej. Bardzo przyjazna atmosfera i kilka pomysłów „pchniętych”. Przede wszystkim zatwierdzony projekt remontu łazienek. Można więc rozpoczynać. Z tego cieszę się najbardziej.

Jutro zaś kolejne muzyczne marzenie ma stać się rzeczywistością. Jadę do Bostonu na koncert Hilsong United. To znakomity, australijski, protestancki zespół reprezentujący jeden z tak zwanych „megakościołów”. Grają świetnie. No i modlą się śpiewem. Wczoraj wieczorem byłem też na spotkanie ze znakomitym ewangelizatorem – Johnem Michaelem Talbotem, niegdyś bardzo popularnym również w Polsce. On powiedział nam jedną ważną rzecz – śpiewajcie, dużo śpiewajcie, bo młodzi odchodzą do kościołów protestanckich przede wszystkim ze względu na muzykę, którą tam znajdują… To jest zdecydowanie dobra rada… (swoją drogą piękne spotkanie – proste wytłumaczenie Eucharystii… wiele humoru… sporo pięknych pieśni).

No i myślę dziś o tym najbardziej sprofanowanym słowie współczesności. Miłość. Tak wiele rzeczy się pod tym słowem rozumie. Tak wiele, które z prawdziwą miłością nie mają nic wspólnego. Ta, o której mówi Jezus łączy się zawsze z prawdziwą radością, co nie oznacza, że z wolnością od cierpienia. Ponieważ ani cierpienie radości, ani radość cierpienia nie wyklucza. Człowiek, który kocha potrafi przeżywać jedno i drugie z takim samym spokojem ducha, a w każdej sytuacji znajduje pokrzepienie w jedynym źródle miłości – w Jezusie.

Czasem pytam sam siebie – czy ja kogokolwiek potrafię kochać? Czy kocham? Badam swoją zdolność do ponoszenia ofiary… Czasem wydaje mi się, że jest dobrze, a za chwilę fakty temu przeczą. Jedno wiem – tęsknoty za miłością mi nie brakuje. I wiem też, że nikt nie może mi dać tego za czym tęsknię – tylko On… Pan, Miłość Objawiona…

PS. A wieczorem pod kościołem przydybałem z aparatem tego oto osobnika… Ukryty parafianin, którego od wielu miesięcy wyczuwałem nosem, a zobaczyłem dopiero dziś… Spokojny… Świadom swojej przewagi… Piękny…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz