zdj:flickr/BKL/Lic CC
(J 10,1-10)
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale
wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi
przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego
głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie
wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego
znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają
głosu obcych. Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli
znaczenia tego, co im mówił. Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede
Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą.
Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i
znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć.
Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości.
Mili Moi…
A dziś wzięliśmy „na
tapetę” Waszyngton. Z założenia miało to być łażenie po mieście, bo choć
Waszyngton jest pełen muzeów, to żadne z nas za nimi nie przepada, więc
mijaliśmy je dziś. Ale samego łapania klimatu wystarczyło nam na cały dzień. Przede
wszystkim była cudowna pogoda – 30 stopni Celsjusza, słonecznie i bezwietrznie.
Jak to dobrze, że wziąłem krótkie spodenki. Poza jedną drobną wpadką, dzień był
absolutnie udany. Otóż postanowiliśmy wybrać się do katedry. Podobno piękna…
Szliśmy do niej ponad godzinę. I doszliśmy. Rzeczywiście piękna, ale od samych
drzwi coś mi nie pasowało. A i na nas patrzono dziwnie, zwłaszcza kiedy
powiedziałem, że nie chcemy kupować biletów na zwiedzanie, bo idziemy się
modlić. Wpuszczono nas, a jakże… do katedry kościoła episkopalnego… A potem już
było tylko weselej. Postanowiliśmy wrócić autobusem. Starałem się u kierowcy
potwierdzić, czy jedzie tam, gdzie chcemy, a on o to samo zaczął pytać resztę
pasażerów… Nie miał niestety pojęcia o swojej trasie… Więc po chwili wisiała
nad nim usłużna staruszka i instruowała go którędy powinien jechać… Dotarliśmy
jednak szczęśliwie na parking, a niedawno także do hotelu…
Przed chwilą
odprawiliśmy Mszę Świętą… I pomyślałem jaki ten Pan Jezus cudowny… Przychodzi
tak samo do pięknych, katedralnych wnętrz, jak i do śmierdzącego pokoju
hotelowego (bo dziś niestety nie trafiliśmy najlepiej). Przychodzi do swoich
dzieci zawsze, ilekroć jest wzywany. Niezawodny Bóg…. Ten, który jest bramą dla
owiec, przez którą one przechodzą do wieczności…
Dziś kolejną owcę
tam zaprosił, owcę ważną również dla mnie, owcę, za którą modliłem się dziś w Eucharystii.
W nocy odszedł do domu Ojca Ryszard, tata mojego rocznikowego brata i
przyjaciela, Krzyśka. Ryszard miał 59 lat i był też trochę moim tatą. Mamy taki
zwyczaj w zakonie, że rodzice naszych braci, zwłaszcza tych z seminaryjnego
rocznika, są rodzicami także dla nas i tak zwykle się do nich zwracamy – „mama i
tata”. Ryszard i Bożena byli jednak
szczególni. Poruszeni moim losem i faktem, że nie miałem już rodziców,
postanowili mnie niejako „zaadoptować”. We wszystkich uroczystościach
zakonnych, podczas których eksponowano rodziców, czy organizowano dla nich
jakieś oddzielne spotkania, ja siła rzeczy byłem sam. Wówczas Ryszard i Bożena
prosili, żebym siadał z nimi i ich synem Krzysztofem, że oni będą dla mnie
rodzicami, skoro już swoich własnych nie mam. Bardzo często ich podczas mojej
formacji seminaryjnej odwiedzałem i szczerze lubiłem i lubię do dziś… Tym
smutniej mi się zrobiło, kiedy dziś wieść o śmierci Ryszarda nadeszła.
Wiedziałem, że jest jej bliski, ale po cichu modliłem się, żeby dotrwał do
mojego urlopu, żebym mógł być na pogrzebie, a może nawet zdążyć się z nim
pożegnać… Ale Pasterz wie lepiej… Więc Rysiu, „tato”, pamiętaj o nas w niebie i
troszcz się tam o tych swoich rodzonych synów, ale i tych duchowych, bo sam
wiesz, że nie jest łatwo być dobrym księdzem dzisiaj, nie raz o tym
rozmawialiśmy…
A kiedy i nasza
kolej nadejdzie, to może Ty nam tę bramę nieba otworzysz… W każdym razie mam
szczerą nadzieję, że będziesz kolejnym, który odszedł po to, by żyć… I tym razem
będziesz żyć wiecznie… Czekaj cierpliwie na nas… I pozdrów moją mamę… Powiedz,
że z każdym rokiem mi do niej bliżej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz