wtorek, 23 lutego 2016

śpij spokojnie...

zdj:flickr/Us Papal Visit/Lic CC
(Mt 16,13-19)
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A oni odpowiedzieli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków. Jezus zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Na to Jezus mu rzekł: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.


Mili Moi…
Sobotni wieczór to kolejny pierwszy raz… Byłem w kinie. Po raz pierwszy na tej ziemi. Kino jak kino. Jedyne poruszenie to chyba fakt, że obejrzałem film, który w Polsce do kin wejdzie za trzy tygodnie. To dość ciekawe uczucie. Film „Risen” o zmartwychwstaniu oczami pogańskiego żołnierza troszkę mnie jednak rozczarował. Oczekiwałem czegoś więcej… Może trochę głębi. Tymczasem była to ładna historia o stawaniu się uczniem. Ale nie było w niej tego „pazura”, który przykuwałby do ekranu… Można zobaczyć… Przyznaję dwie i pół gwiazdki na pięć…

Niedziela zaś to filmowe spotkanie z dokumentem pod naszym kościołem. Oglądaliśmy film „Nadejdą lepsze czasy” poświęcony mieszkańcom jednego z rosyjskich wysypisk śmieci. To może trochę w ramach wielkopostnego budzenia wrażliwości.

A poza tym powoli zaczynam meblować mój piękny, nowy, wyremontowany pokój. Trudno się do niego przyzwyczaić, choć jeszcze się tam nie przeprowadziłem. Dopiero dziś podłączono wodę. Niemniej robotnicy dokonali jakiegoś małego cudu. Piękne miejsce, z którego nie będzie się chciało wychodzić.

No a dziś Święto Katedry Świętego Piotra. Moja myśl szczególnie biegnie do Stolicy Świętej. Szczególnie również dlatego, że kończę dugą lekturę książki pod tytułem „Ojciec Eliasz. Czas Apokalipsy”. Dawno temu to dzieło kanadyjskiego pisarza Michaela O’Briena mnie zachwyciło i kiedyś je przeczytałem. Znakomita powieść, może nawet nieco prorocza, choć autor zaprzecza, żeby to było jego intencją. Ta pozycja jest następną, o której mamy dyskutować w naszym Klubie Literackim, więc kilka dni temu przystąpiłem do lektury. Sześćset stron łyknąłem błyskawicznie. Zwróciłem uwagę na nieco inne akcenty, niż przy pierwszej lekturze, ale wspominam o tym, ponieważ szczególną moją uwagę tym razem przykuł papież, a szczególnie jego dialog z pewnym zbuntowanym kardynałem Vettore… Odsyłam do książki…

Zobaczyłem dzięki temu jakoś szczególniej wartość tego człowieka, który ma być zwornikiem jedności, tego, który ma prowadzić wspólnotę, tego, który jest odpowiedzialny i cierpi z powodu tej odpowiedzialności. Człowieka, który w istocie jest potwierdzeniem tego, że Pan czuwa nad swoim Kościołem. Bo niezależnie od osobistej świętości papieży, Kościół przetrwał do dziś i wierzę, że bramy piekielne go nie przemogą. Mocno staje mi przed oczami wartość przynależności do tej wspólnoty zbawienia, a jeszcze mocniej potrzeba pokornego trwania wobec nauczania widzialnej głowy… To takie nasze, franciszkańskie… Posłuszeństwo papieżowi, które leżało świętemu Franciszkowi na sercu w czasach, które były czasami większego zamętu, niż ten nasz. Można było wówczas? Można i dziś…


Śpij więc dobrze Ojcze Święty Franciszku, a jutro, kiedy u Ciebie będzie południe, w Bridgeport wspólnota Kościoła, jak co dzień, będzie się modlić za Ciebie Różańcem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz