Zmierzając do Jerozolimy Jezus przechodził przez pogranicze Samarii i
Galilei. Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu
trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu,
ulituj się nad nami”. Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się
kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest
uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i
dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: „Czy nie dziesięciu
zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by
wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec”. Do niego zaś rzekł:
„Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Mili Moi…
Wielu ludzi mawia, że woleliby dawać, a nie brać. Pewnie rzeczywiście
więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. Niemniej i do brania przyzwyczaić
się można. A jak człek się już przyzwyczai, to nawet zdarza mu się uwierzyć, że
mu się należy. I domaga się. I żąda. Ale w zasadzie nie dziękuje. A jeśli już
to czyni, to raczej formalnie, niż z rzeczywistej wdzięczności. Czy to
przydarzyło się owym dziewięciu trędowatym? Czy tak bardzo przywykli do brania
i nabrali przekonania, że skoro im jest tak trudno, to im się należy? A może wstąpiła
w nich szalona radość i chwilowo zapomnieli o Bożym świecie. A właściwie
natychmiast próbowali sobie o nim przypomnieć. O całym… Jak to jest? Znów móc wejść
do każdego sklepu, karczmy, do świątyni!!! Móc założyć ładny strój, uczesać się
i umyć. Być znów szanowanym obywatelem i nie zwracać na siebie uwagi kołatką…
Tak, to może przesłonić wszystko. Od tego może zawirować w głowie.
Jakkolwiek było, popełnili niezręczność. Otrzymany dar to nie była licha
moneta, za którą można było przeżyć jeden dzień. Ten dar przywracał im życie.
Bo w istocie, w Izraelu uzdrowienie trędowatego porównywano do wskrzeszenia
umarłego. Była to ta sama ranga cudu. Jeden tylko zdaje się rozumieć co się
stało. Jednemu wraz z trądem zniknęło również bielmo z oczu. Zobaczył wyraźnie
co i komu zawdzięcza. Poczuł się prawdziwie obdarowany. I to ktoś, kto nie miał
„ortodoksyjnego” pochodzenia. Samarytanin – przedmiot pogardy dla pobożnych
Żydów. Rzeczywistość potrafi zaskoczyć. A w niej człowiek – ten zaskakuje chyba
najbardziej…
Niedawno dotarłem do domu. Nagrania dokonane. Dwa dni pobudka o czwartej
rano i napisałem wszystko, co potrzeba. Mój anioł stróż jest bardziej czujny
niż najlepszy zegarek. Woli obudzić mnie pięć minut za wcześnie, niż pozwolić
mi zaspać. Najczęściej więc budzę się „sam” na pięć minut przed budzikiem. I dobrze…
Chyba od niego się tej zasady nauczyłem, bo i ja ją stosuję w życiu.
W Niepokalanowie atmosfera skupienia, bo odbywają się tam właśnie
rekolekcje zakonne. My, tradycyjnie wczoraj zrobiliśmy skok na Warszawę, ale
pogoda była koszmarna, więc nawet nie podejmowaliśmy próby nawiedzenia
bookinistów na Chmielnej, zakładając, że z pewnością ich tam nie spotkamy.
Dobry wieczór, dobra kolacja, dobre, braterskie towarzystwo.
A jutro cała masa obowiązków. Od wymiany oleju i opon na zimę, po
stworzenie dwóch konferencji na sobotni Zjazd Rycerstwa Niepokalanej Polski
Północnej, który będziemy przeżywali tu, w Gdyni. Nie ma nudy… Jak zawsze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz