Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie
podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na
spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych.
Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z
lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał,
zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie:
"Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie". Wtedy powstały
wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych:
"Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną". Odpowiedziały
roztropne: "Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do
sprzedających i kupcie sobie". Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec.
Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu
nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: "Panie, panie, otwórz nam".
Lecz on odpowiedział: "Zaprawdę powiadam wam, nie znam was".
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.
Mili Moi…
Ta postawa panien nieroztropnych… To nie jest kwestia „wypadku”, jakiegoś
drobnego nieporozumienia, jednorazowego błędu. To efekt postawy
niefrasobliwości, którą się w życiu wypracowuje. Choć słowo „wypracowuje” nie
jest tu chyba najlepsze, bo akurat z pracą nie ma to wiele wspólnego, a wręcz
jest jej całkowitym zaprzeczeniem.
Kwestie wiary to rzeczywistości, które domagają się sporego zaangażowania. Jeśli
Bóg ma być rzeczywiście Bogiem, to nic ważniejszego w naszym życiu być nie
powinno. Gdy tymczasem mamy całą masę rzeczy ważniejszych, tłumacząc sobie, że
Bóg przecież to zrozumie. Co więcej – mówimy sobie, że przecież niektóre z nich
On sam nam zlecił, bo są, na przykład, ściśle związane z obowiązkami naszego
powołania. Wiele razy tłumaczymy sobie, że przecież mimo wszystko jesteśmy
blisko Boga…
Aż do czasu, kiedy nie spotkamy kogoś, kto pokazuje nam co to naprawdę
znaczy. Dla mnie tym spotkaniem było po raz kolejny minione głoszenie we
wspólnocie Sióstr Klarysek. One są naprawdę zajęte, mają całą masę obowiązków
domowych, począwszy od przyrządzania posiłków dla sporej wspólnoty, aż po
pielęgnacyjne zabiegi sióstr starszych i chorych. Nie mówiąc o ogrodzie, obsłudze
biednych, hafcie i wielu innych sprawach. A jednocześnie wszystko to jest
przeniknięte nieustanną pamięcią na obecność Bożą, takim ustawicznym wysiłkiem,
żeby to On był pierwszy, żeby On był najważniejszy. To warunkuje wszystkie
działania – także wypoczynek. Powtórzę – nie ma tam banału. Nie ma „odmóżdżania”,
„resetowania”. No i to wszystko zawstydza, motywuje i dowodzi, że można… Nie
każdy zdoła w takim wymiarze, ale każdy może w swoim kontekście wejść w podobną
odpowiedzialność za swoje życie z Bogiem. A to uszczęśliwia. Dopiero to…
Odpoczywam w Bytomiu… Przyjaciele to ważna część życia. Wracam do tej
prawdy coraz częściej. Stworzył Pan nasze serca również i do tego – do przyjaźni.
Dobre rozmowy, dobry czas, dobry spacer. Oczyszczające głowę i umacniające
serce. No i przede mną kawał dnia za kółkiem, co jako syn taksówkarza lubię
bardzo. A wieczorem przygotowania do jutrzejszego startu trzeciej i ostatniej
już serii rekolekcji dla braci, za których organizację jestem odpowiedzialny. A
więc pakowanie różnych, potrzebnych rzeczy, drukowanie różności, no i
poniedziałkowy kurs do Krynicy Morskiej. Tam zaś całodzienne „ogarnianie tematu”.
We wtorek zaś Niepokalanów i nagrywanie sześciu audycji, z których mam przygotowane… No właśnie… Ani jednej… No, ale wierzę, że zdążę…
Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym...dużo siły Ojcze na pisanie audycji
OdpowiedzUsuń