Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: "Na
katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i
zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią
bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą
je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe
uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje
filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach
i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby
ludzie nazywali ich Rabbi. A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem
jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi
nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie
chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz
Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa,
będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony".
Mili Moi…
Myślę dziś o Jezusie, który, nawet gdy napomina z całą surowością, to
jednak doszukuje się dobra w tych, których krytykuje. Słuchajcie ich. Dlaczego?
Bo mówią prawdę, bo głoszą nie swoją naukę, bo ich słowo ma sens, ma wartość,
bo jego odrzucenie byłoby wielką stratą. Ale nie naśladujcie uczynków. A zatem
z każdego możecie coś zaczerpnąć, od każdego czegoś się nauczyć, w życiu
każdego znaleźć jakąś przestrogę dla siebie. Człowiek jest lekcją – można z
niej skorzystać, albo ją odrzucić. Można ją docenić, albo nie rozpoznać w niej
wartości. Można się przyłożyć, albo potraktować ją z lekceważeniem. A ilu ludzi
codziennie spotykamy? Ile okazji do tego, żeby się uczyć? Każdy z nich to inny
świat! Fascynujący i często nieodkryty przez nich samych. Pokory trzeba, żeby
to zobaczyć. Pokory, która daje sobie czas, która czeka, bo nie sposób nikogo
poznać szybko i na skróty.
Wczoraj dostałem taką człowieczą lekcję. Wyruszyłem o poranku na Jasną Górę
z zamiarem odprawienia dnia skupienia przed rekolekcjami dla sióstr Klarysek od
Wieczystej Adoracji, które rozpoczynamy jutro. Trafiłem na Ogólnopolską
Pielgrzymkę Kolejarzy. Bardzo liczną. To znacząco utrudniło mi skupienie, bo
znalezienie cichego miejsca nie było wcale łatwe. Ale spędziłem sporo czasu w
Kaplicy Adoracji, gdzie trwa również spowiedź. Patrzyłem na tłum, na kolejki do
konfesjonałów, na młodych i starszych, na małżonków, którzy pokornie oczekiwali
na swoją kolej. Kilkoro odważniejszych podeszło do mnie prosząc o spowiedź, a
ja im chętnie posłużyłem. Siedząc przed Jezusem dziękowałem Mu za tych ludzi.
Za tak wielu ludzi, którzy wciąż szukają Boga. Kryzys, kryzysem. Być może
pustoszeją kościoły. Ale wciąż mamy tak wielu ludzi, którym trzeba zanieść
Boga, którzy sami po Niego przychodzą, szukają Go i oczekują mojej posługi. A
ja mam narzędzia, żeby im Go dać, choćby na drodze sakramentalnej. Przeżyłem
znów duży zachwyt swoim kapłaństwem i życiem zakonnym. Pan otworzył moje oczy
na potrzeby swojego ludu.
Dziś rano było jeszcze trudniej skupić się na Jasnej Górze, więc wsiadłem w
auto i dotarłem do Ząbkowic Śląskich, do dobrych sióstr Klarysek. Tu dopełniłem
mojego skupienia. Kanwą był tekst papieża Benedykta XVI z 2009 roku, kiedy jako
rodzina franciszkańska świętowaliśmy osiemsetlecie ustnego zatwierdzenia naszej
Reguły. Papież tam mówi o dawaniu świadectwa o pięknie Boga, ale mówi też o ofiarności
dla Ewangelii, o zapomnieniu o sobie, o konieczności odbudowywania współczesnych
ruin… I znów to poczucie bycia częścią czegoś wielkiego, nieogarnionego, a
jednocześnie bycia istotnym elementem właśnie tam, gdzie Pan mnie skierował,
postawił. Samo to jest wielką radością.
Kończę powoli „Oddział chorych na raka” Sołżenicyna. Ta książka długo
czekała w kolejce, wyłowiona u bookinistów na Chmielnej w Warszawie.
Wiedziałem, że będzie trudna i smutna. Tyle w niej bezradności wobec systemu,
przemocy, ludzkiej przewrotności i głupoty. Tyle pychy i pewności siebie w przynależących
do aparatu ucisku. I tak wielka elastyczność i wymuszona akceptacja swojego
losu w tych uciskanych. Książka ta musi budzić głęboką niezgodę na ten rodzaj
układu, który w swojej mikroskali może wydarzyć się wszędzie. Tej przestrogi
nie sposób zlekceważyć…
Warto widzieć dobro u innych. Kiedyś ktoś mi powiedział - jeśli widzisz coś dobrego u innych,bierz przykład. Jeśli jest coś co cię denerwuje ,to nie naśladuj albo zadaj sobie pytanie czy sam nie masz z tym problemu . Są ludzie ,którzy są święci już tu na ziemi albo tacy,którzy pomagają nam w dążeniu do niej . Myślę,że jestem i jedną i druga stroną - jedni mnie lubią,innych mogę denerwować
OdpowiedzUsuń