niedziela, 27 listopada 2022

adwentowy wieniec...


(Mt 24,37-44)
Jezus powiedział do swoich uczniów: ”Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”.

 

Mili Moi…
W czwartek wróciłem na Ojczyzny łono… Leciałem z Eindhoven w Holandii. Bardzo sympatyczne lotnisko i nad wyraz miła obsługa w samolocie. Pan Grzegorz, steward, na powitanie powiedział „Szczęść Boże”, co już było niezwykle miłe, a potem mieliśmy okazje chwilę pogawędzić. Lądowanie w zimnym Krakowie i spanko u gościnnych Werbistów w Bytomiu. Potem pół dnia jazdy i Gdynia. Na chwilę. Tyle tylko, żeby przepakować walizkę, nanieść małe poprawki na treści rekolekcyjne, przespać się i… W sobotni poranek kurs do Ostródy. I tu najpierw dzień skupienia dla miejscowej wspólnoty klasztornej, a wieczorem rozpoczęcie rekolekcji adwentowych – maryjnych, z okazją do zawierzenia się Niepokalanej.

Przyznam szczerze, że z niedowierzaniem sięgałem do kąta, gdzie w moim pokoju stoi gitara. Używam jej właściwie tylko w Adwencie i Wielkim Poście, podczas rekolekcji parafialnych. Poza tym na niej nie gram, bo po prostu nie mam na to czasu. Ona też zatem jest swoistym zegarem, który odmierza „sezony” w moim życiu. A zatem kolejny Adwent. Chyba trochę tęskniłem za tym mocnym okresem. Potrzebowałem jakiegoś bodźca do zdyscyplinowania samego siebie. Czy mi się uda? Nie wiem… Ale kiedy myślałem o jakimś sensownym postanowieniu, które mogłoby ze mną zostać również po zakończeniu Adwentu, to właśnie dyscyplina przyszła mi do głowy jako pierwsza. W wielu dziedzinach życia jest ona dla mnie niesłychanie trudna do zachowania. Głównie z racji tempa i mobilności, która mi towarzyszy. Czasem mam wręcz wrażenie utraty kontroli nad tym rozpędzonym pociągiem mojego życia. Każda więc okazja, żeby trochę wyhamować, popatrzeć na siebie z dystansem, a jednocześnie przykręcić sobie przysłowiową śrubę tam, gdzie trzeba, jest dobra.

Dziś w Słowie odnajduję przestrogę dla samego siebie. Łatwo bowiem w pędzie codzienności utracić wrażliwość na znaki Boże. Mieliśmy dziś w porze poobiedniej kawy interesującą dyskusję z braćmi na temat Bożego działania, na które nieco zamykamy oczy. Świat jest pełen znaków, tylko nasza wrażliwość mocno stępiona. Przyczyn pewnie całe mnóstwo. Środek zaradczy jeden – spokojny namysł nad rzeczywistością i zwolnienie tempa, tudzież wspomniana dyscyplina, która właściwie ustawi priorytety. Myślę tu przede wszystkim o czasie spędzanym z Bogiem. To On zdejmuje bielmo z moich oczu, to On pozwala widzieć wyraźniej, to On przywraca wrażliwość sercu.

Kiedy myślę o mojej Arce, w której znajduje schronienie, nieodmiennie przychodzi mi do głowy Adoracja Najświętszego Sakramentu. „Budowę” tej Arki również w ostatnim czasie zaniedbałem. A tam czuję się bezpiecznie. Tam mam pewność ocalenia. A tak trudno mi te wszystkie cudowne i wartościowe rzeczy zmieścić w ramach jednego dnia. Słabość „brata osła” (tak święty Franciszek nazywał nasze, ludzkie ciało) sprawia, że padam na pyszczek wieczorem i ostatnia myślą jest „może jutro się uda…” Przekuwanie tęsknoty w fakty na drodze dyscypliny – oto moje małe zadanie na Adwent. Życzę Wam z serca realizacji Waszych małych i większych adwentowych zadań. Niech narodzi się coś nowego w nas. I niech to będzie zapowiedź narodzin Najwyższego.

2 komentarze: