Jezus powiedział do swoich apostołów: „Kto z was, mając sługę, który orze lub
pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: "Pójdź i siądź do stołu"? Czy
nie powie mu raczej: "Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi,
aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił"? Czy dziękuje słudze
za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko,
co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co
powinniśmy wykonać".
Mili Moi…
Nieuchronnie zbliża się
chwila mojego powrotu „na Ojczyzny łono”. Niestety przywiozę „trochę więcej
obywatela” niż wywoziłem z kraju. Jest to efekt niezwykłej życzliwości moich
dawnych parafian i przyjaciół, którzy chcieli mnie ugościć. A wiemy jak
wyglądają „gościny po polsku”. Znów czeka mnie ciężka praca po powrocie do
domu. Ale to też przyczynek do kolejnej obserwacji na temat słabości mojej woli
i płaszczyzn, na których winna ona zostać wzmocniona. Moja „człowiecza glina”
jest dokładnie taka sama jak wszystkich innych ludzi na ziemi i te same
niebezpieczeństwa na mnie czyhają.
Wracam z mieszaniną uczuć…
Dobrze mi tu i wiem, że za chwilę będę tęsknił. Ale w głowie już są konkretne
działania, które zaraz po powrocie na mnie czekają – takie moje proste życie…
Sprawy, którym oddaję się na co dzień, a o których Jezus zdaje się mówić dziś w
Ewangelii… Idealnie byłoby zrobić swoje i odejść – zająć się kolejnym zadaniem,
a poprzednie zostawić po prostu Jezusowi. Ale niestety wciąż odnajduję w sobie
dużo czysto ziemskiego sposobu myślenia. Nie mówię już nawet o materialnych
dowodach wdzięczności, bo te mnie chyba nigdy jakoś szczególnie nie
ekscytowały. Ale emocjonalna zapłata… Podziw, wdzięczność, poczucie satysfakcji…
I powie ktoś – no przecież w tym nie ma nic złego, człowiek musi mieć jakieś
motywatory do działania. Ale gdzieś pod skórą czuję to, o czym innym chętnie w
rekolekcjach mówię, zwłaszcza osobom konsekrowanym – co dają mi inni ludzie,
czego nie mógłby dać mi Jezus? Czy On sam nie powinien być dla mnie
wystarczającym motywatorem – Jego chwała, wzrost Jego Królestwa, miłość, dla
której warto zdobywać ten świat?
Być sługą nieużytecznym,
to niesłychanie franciszkańska postawa. Nasz Święty Ojciec mówi o tym
wielokrotnie. Uniżenie Chrystusa Sługi było dla Franciszka i jego braci
fascynującym ideałem, który pociągał ich do swoistych wysiłków, aby prześcigać się
wzajemnie w osiąganiu podobieństwa do Niego… Ja sam czuje, że jestem w tych
szlachetnych zawodach daleko z tyłu…
Są z pewnością miejsca na
ziemi, gdzie ideał ubóstwa wewnętrznego – zarówno materialnego, jak i
emocjonalnego, osiągnąć łatwiej. Ameryka z pewnością do nich nie należy.
Przypomniałem sobie jak bardzo ceni się tu kapłanów – i to nie tylko w polskich
środowiskach. Nie ma ich tu zbyt wielu, a dodatkowo gorliwcy wśród nich
stanowią jeszcze mniejszą grupę. Dowodów serdecznej wdzięczności więc mi nie
zabrakło. Wyjeżdżam „napasiony” emocjonalnie. I jak tu na lotnisku powiedzieć –
słudzy nieużyteczni jesteśmy, tylko to, co nam zlecono wykonaliśmy? A jednak to
właśnie chcę powiedzieć wszystkim tu i tam – robię tylko to, do czego zaprosił
mnie Pan i staram się robić to najlepiej jak potrafię. Niech z Jego ręki
otrzymam nagrodę we właściwym czasie. A te ziemskie niech zawisną na zawiasie
Jego miłości i niech przyczyniają się do otwarcia drzwi do zbawienia tym
wszystkim, do których Pan jeszcze mnie pośle…
Ciekawe przemyslenia. Czekamy w Polsce. Pozdrwienia z Dolnego Slaska
OdpowiedzUsuń