wtorek, 22 listopada 2022

o tym, co pewne...


(Łk 21,5-11)
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?” Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: "Ja jestem" oraz: "nadszedł czas". Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”. Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

 

Mili Moi…
Po krótkiej wizycie w Bytomiu, u mojego przyjaciela Macieja, w niedzielę przyleciałem do Kolonii, aby od poniedziałku rozpocząć skupienie dla Księży Chrystusowców w Bochum. Leciałem z Katowic, bo miałem w miniony weekend poprowadzić rekolekcje gdzieś pod Wrocławiem. Rekolekcje się odwołały, a bilet został. Wracam w czwartek, tym razem do Krakowa, odbieram auto z Bytomia i ruszam na Północ, żeby już w sobotę rozpocząć rekolekcje adwentowe w Ostródzie.

Na lotnisku w Kolonii dość zabawna sytuacja. Kiedy już wyszedłem na zewnątrz, przywitałem się z Sebastianem, który po mnie przyjechał, podeszła do mnie młoda dziewczyna i mówi – widziałam, że pan leciał z nami z Polski, chciałam zapytać, czy pan nie wie, gdzie tu się odbiera bagaż? A my już prawie na parkingu! Mowę – wie pani, mijaliśmy takie taśmy po drodze… A ona na to – no tak, ale tam nie było żadnego bagażu… Uhm… Nie było, bo bagaż nie jest tak szybki jak pasażerowie i nie chodzi na własnych nogach – niech więc pani spróbuje tam wrócić… Czy jej się udało? Nie wiem… Wniosek – lepiej pytać prędzej niż później…

A my przeżyliśmy tu wczoraj święto patronalne Chrystusowców i sióstr Misjonarek, które tu posługują. Chrystusa Króla Wszechświata. Zjechali się wszyscy, którzy mogli. Wesołe grono i radosne świętowanie. Przy okazji rzecz jasna skupienie – dwie konferencje, Eucharystia. Czuję się wśród nich dobrze, bo poniekąd rozumiem o czym mówią. Moje lata spędzone za granicą dały mi doświadczenie, które teraz owocuje. Po raz kolejny przekonuję się, że znacznie lepiej czuje się w tym, zagranicznym kontekście niż w Polsce. I bynajmniej nie chodzi mi o jakąkolwiek krytykę naszej Ojczyzny. Chodzi raczej o pewną obiektywną obserwacje, która być może jest jednak wskazówką dotyczącą przyszłości.

Dziś zaczynamy dwudniowe spotkanie, w którym bierze udział znacznie mniejsza grupa. To swoiste uzupełnienie rekolekcji zakonnych. Jak wiecie, każdy z nas musi odprawić coroczne rekolekcje. Każde zgromadzenie ma swoje zwyczaje co do ich długości. U Chrystusowców jest to sześć dni. Posługa w weekendy i niemożność znalezienia zastępstwa sprawia jednak, że wspólnie mogą odprawić cztery dni, a dwa kolejne uzupełniają w innym czasie w mniejszych grupach. No i właśnie takie uzupełnienie dla nich tym razem prowadzę. Kończymy jutro wieczorem, a ja będę miał jeszcze szanse spotkać się z Mariuszem, moim rocznikowym współbratem i przyjacielem, który pracuje w pobliżu. Nasz klasztor znajduje się bowiem sześć kilometrów od miejsca, w którym ja się znajduję.

Dziś Słowo kieruje moją myśl w stronę ludzkich zabezpieczeń. Świątynia w Jerozolimie była przecież bardzo stabilnym punktem odniesienia dla podziwiających jej piękno. Cóż mogłoby jej zagrozić? Kto mógłby okazać się takim barbarzyńcą i przeprowadzić na nią zamach? Komu cos takiego w ogóle mogłoby przyjść do głowy? Nie, świątynia jest nienaruszalnym punktem, jest piękna, jest mieszkaniem Boga, jest przez Niego chroniona, nic się jej stać nie może…

Tymczasem Jezus zaburza to przekonanie twierdząc, że kamień na kamieniu nie zostanie… Ale jak to? Kiedy? W jaki sposób? Jakie myśli kiełkują w głowach słuchaczy? Zdaje się, że ich kierunek jest przygnębiający – jeśli nie ma już żadnych świętości, jeśli nie możemy ufać ludzkim pewnikom, to co nam pozostaje? Czy nie stajemy się marionetkami w rękach jakichś potężnych i niezrozumiałych sił? Czy wobec tego jest dla nas jakaś nadzieja?

Dramatyzowanie to nasze hobby… Pan ustawia to wszystko we właściwych proporcjach. Zdaje się mówić – nie pokładajcie nadziei w tym, co ulotne i przemijające, ale nie ulegajcie również panice. W ręku Boga jesteście, nie w rękach bliżej nieokreślonych mocy. To ważne, bo niedawna pandemia pokazała nam, ile warte są nasze, ludzkie pewniki. W mgnieniu oka zmieniło się wszystko, a świat, który znaliśmy, który był przewidywalny i jakoś „ogarnięty” nagle przestał być zrozumiały. Tak nietrwała, ulotna, zmienna rzeczywistość nas otacza. Dlatego nie można pomylić środowiska życia z jego celem i sensem. Nie można nabudowywać najważniejszych spraw na chwiejnych fundamentach. Dlatego tylko Bóg, wieczny i trwały fundament, może nam zapewnić bezpieczeństwo. Tylko nie dajcie się zwieść, bo gra idzie o najwyższą stawkę – o wieczne zbawienie. Dużo spokoju zatem i jak najmniej pochopnych decyzji. Zwłaszcza na słowo niezweryfikowanych proroków, którzy mówią – oto tu, czy oto tam… A tych w żadnej epoce nie brakuje…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz