czwartek, 22 września 2022

cyrkowy widz...


(Łk 9, 7-9)
Tetrarcha Herod posłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Chrystusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że zjawił się Eliasz; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. A Herod mówił: "Jana kazałem ściąć. Któż więc jest ten, o którym takie rzeczy słyszę?" I starał się Go zobaczyć.

 

Mili Moi…
Czy i wy chcecie odejść? Dlaczego zostajemy? – to temat mojego wystąpienia w Licheniu. Dużo myśli, ale jak zawsze, najtrudniej zabrać się za ich spisywanie. Dziś to musi nastąpić, bo jutro już wyruszam w drogę. Cieszę się z tego bo spotkam tam wiele osób konsekrowanych – wszak dla nich ten Kongres. Oni mają szczególne miejsce w moim sercu – zwłaszcza siostry zakonne. Z ogromnym szacunkiem myślę o ich wysiłkach, służbie i gorliwości, wobec której nasza, męska gorliwość wypada zwykle blado. Dlatego dla nich zawsze staram się mieć czas, a głoszenie Słowa siostrom traktuję jako swój osobisty przywilej.

W poniedziałek rozpoczęliśmy pierwszą serię rekolekcji zakonnych, niestety od nieszczęśliwego wypadku. O. Marek upadł w nocy i został znaleziony rano nieprzytomny. Leży w szpitalu w śpiączce z dużym krwiakiem na mózgu. Rokowania się niejednoznaczne. Powierzam go waszej modlitwie.

Tak to czasami Pan zatrzymuje kogoś w drodze… To jeden z moich niepokojów, których uświadomiłem sobie dziś całe mnóstwo. Wszystko w kontekście Heroda, który był zaniepokojony pojawieniem się Jezusa. Mnie Jezus nie niepokoi, ale zdumiewająca ilość różnych spraw, na które najczęściej nie mam żadnego wpływu, albo jest on bardzo ograniczony. A jednak wydaje mi się, że coś tam ode mnie zależy, albo że z mojego martwienia się może wyniknąć coś dobrego. Niestety właściwie nigdy tak nie jest, bo albo przekonuję się, że straciłem dużo energii i czasu, zajmując się sprawami w gruncie rzeczy mało istotnymi, albo okazuje się, że w ogóle nie było się czym martwić, bo sprawy rozwiązały się pozytywnie i to najczęściej zupełnie bez mojego udziału.

A jednak całe obszary mojego życia są zasnute mgłą niepokoju.  Myślę sobie dziś – jak to możliwe? Przecież jestem człowiekiem wierzącym. Przecież często powtarzam za Psalmistą – w Twoim ręku są moje losy, Panie (Ps 31). Przecież ułożyłem sobie nawet taką prywatną koronkę do Bożej woli – Bądź wola Twoja – jako w niebie, tak i na ziemi… Zawierzałem Jezusowi moje życie wielokrotnie. On sam zapewniał mnie nie raz, że jest obecny i czuwa. Co więcej, czasem wprost pokazywał mi, że troszczę się o zbyt wiele i nie ma to żadnego uzasadnienia. A ja wciąż swoje… Natura jest tak silna… Wychowanie ma tak duże znaczenie… Moja mama zawsze mi powtarzała – nie masz nikogo, musisz sam o siebie zadbać… No i dbam… I tak trudno wyzbyć mi się tego sposobu myślenia… A on sam w sobie jest dość uciążliwy.

Niepokój Heroda nie miał żadnego wpływu na „sprawę Jezusa” i choć dał mu Pan Bóg okazje do tego, żeby ten jego niepokój uciszyć, to Herod z niej nie skorzystał. Chciał bowiem, spotkawszy wreszcie Jezusa,  zobaczyć jakiś znak – pozostał zupełnie na zewnątrz – niczym cyrkowy widz. A wobec takich Jezus nie przemawia – nie są bowiem w stanie usłyszeć Jego kojącego głosu. Za dużo wrażeń zmysłowych wokół nich. Zbyt rozproszeni. Brną w niepokój…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz