Po opuszczeniu synagogi Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka
trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On, stanąwszy nad nią, rozkazał
gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała uzdrowiona i usługiwała im. O
zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby,
przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich.
Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: "Ty jesteś Syn Boży!"
Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i
przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On
rzekł do nich: "Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie
Bożym, bo po to zostałem posłany". I głosił słowo w synagogach Judei.
Mili Moi…
Każdy dzień to jakieś małe
wyzwanie… Napisz to, napisz tamto… Jeśli dziś nie napiszesz, to nie zdążysz,
nie wyrobisz się, nie podołasz… Wszystko w biegu, wszystko na przysłowiowych „wariackich
papierach”. Wiem, że to już pewnie tak będzie… Dziś jedna z sióstr napisała mi
o sytuacji w swojej parafii… Dwóch wikariuszy odeszło z kapłaństwa (jeden nawet
z Kościoła Katolickiego), przyszedł nowy – jeden, z jakąś niewyraźną
przeszłością i faktycznym zakazem pracy z dziećmi i młodzieżą. Czyli w zasadzie
Msza, spowiedź, pogrzeb… Z trzech aktywnych księży zostało półtora. Myślę
sobie, że coraz więcej będzie miejsc, gdzie będziemy ryli noskami bruk z
przepracowania – myślę oczywiście o tych ideowcach, którym się chce i czują w
sercu ogień Bożego wezwania. Więc może trzeba się po prostu oswajać… A doba nie
chce być dłuższa. A sił nie przybywa… Przewiduję, że to będzie jedna z
najtrudniejszych kwestii zbliżającej się starości (może jeszcze nie jest bardzo
blisko, ale przecież z każdym dniem bliżej) – zaakceptowanie, że nie mogę zrobić
już wszystkiego, co chciałbym zrobić, albo nie robię tego w takim tempie, jak
dawniej. To będzie pieruńsko trudne…
A w naszym domu dziś właściwie
kończą się wakacje. Wszyscy, którzy jeszcze zażywali wypoczynku się zjeżdżają.
Wieczorem znów będzie na rekreacji gwarno i wesoło… Taki nasz charakter
franciszkański – konwentualny – wszak tak określa się naszą gałąź zakonu. To
słowo wywodzi się z łaciny i oznacza właśnie duży dom, dużą wspólnotę. Dziś
wyczytałem, że w średniowieczu na taką nazwę mógł sobie pozwolić tylko dom z
trzynastoma zakonnikami i z przełożonym. Gdyby ta było do dziś, to może ze dwa,
trzy domy w Polsce można by nazwać konwentualnymi. W historii to się oczywiście
zmieniało. Dziś nasze prawodawstwo mówi o konieczności trzech zakonników, żeby
zaistniała wspólnota klasztorna. I jest już kilka miejsc, gdzie właśnie tylu
nas jest. A w najbliższym czasie nie zanosi się, żeby nas gwałtownie przybyło…
A zatem trzeba przygotować swoje ciało, umysł i serce na jeszcze większy
wysiłek – o ile Pan go zażąda. Niech we wszystkim dzieje się Jego wola…
Na tym etapie życia, na którym
właśnie się znajduję, mam takie dogłębne poczucie naśladowania Go w tej
odsłonie dzisiejszej Ewangelii… Musze także innym miastom głosić Dobrą Nowinę,
bo po to zostałem posłany. Moje przemieszczanie się jest jakimś udziałem w
misji Jezusa. Tak bardzo dosłownie. W tak wielu miastach już byłem, a w innych
jeszcze będę. I wszędzie mam zanieść Słowo z mocą. Nieodmiennie doświadczam
cudów przemiany serca. Nie tylko na ambonie, również w konfesjonale. Modlę się
zawsze gorliwie, żeby to Duch przemawiał moimi ustami. Coś z tego chyba się
dzieje, bo czasem jestem sam zaskoczony tym, co mówię, a coraz więcej osób
prosi o to, żebym podjął się funkcji stałego spowiednika. Nie odmawiam, ale tłumaczę
jak żyję… To ich zwykle studzi… To dla mnie dość bolesna, bo uwielbiam te
posługę i chętnie pełniłbym ją cały dzień. Ale nie da się być wszędzie i robić
wszystkiego. Wszystko według woli i oczekiwań moich przełożonych, którzy artykułują
mi wolę Bożą. Może jeszcze i na godziny konfesjonału w życiu przyjdzie czas…
Na razie ruszam na nordic
walking… Bo żeby móc wydajnie pracować, trzeba zadbać o „brata osła” (jak
mawiał święty Franciszek), przynajmniej w jakimś podstawowym wymiarze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz