środa, 31 sierpnia 2022

duszpasterzy daj...


(Łk 4, 38-44)
Po opuszczeniu synagogi Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała uzdrowiona i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: "Ty jesteś Syn Boży!" Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: "Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo po to zostałem posłany". I głosił słowo w synagogach Judei.

 

Mili Moi…
Każdy dzień to jakieś małe wyzwanie… Napisz to, napisz tamto… Jeśli dziś nie napiszesz, to nie zdążysz, nie wyrobisz się, nie podołasz… Wszystko w biegu, wszystko na przysłowiowych „wariackich papierach”. Wiem, że to już pewnie tak będzie… Dziś jedna z sióstr napisała mi o sytuacji w swojej parafii… Dwóch wikariuszy odeszło z kapłaństwa (jeden nawet z Kościoła Katolickiego), przyszedł nowy – jeden, z jakąś niewyraźną przeszłością i faktycznym zakazem pracy z dziećmi i młodzieżą. Czyli w zasadzie Msza, spowiedź, pogrzeb… Z trzech aktywnych księży zostało półtora. Myślę sobie, że coraz więcej będzie miejsc, gdzie będziemy ryli noskami bruk z przepracowania – myślę oczywiście o tych ideowcach, którym się chce i czują w sercu ogień Bożego wezwania. Więc może trzeba się po prostu oswajać… A doba nie chce być dłuższa. A sił nie przybywa… Przewiduję, że to będzie jedna z najtrudniejszych kwestii zbliżającej się starości (może jeszcze nie jest bardzo blisko, ale przecież z każdym dniem bliżej) – zaakceptowanie, że nie mogę zrobić już wszystkiego, co chciałbym zrobić, albo nie robię tego w takim tempie, jak dawniej. To będzie pieruńsko trudne…

A w naszym domu dziś właściwie kończą się wakacje. Wszyscy, którzy jeszcze zażywali wypoczynku się zjeżdżają. Wieczorem znów będzie na rekreacji gwarno i wesoło… Taki nasz charakter franciszkański – konwentualny – wszak tak określa się naszą gałąź zakonu. To słowo wywodzi się z łaciny i oznacza właśnie duży dom, dużą wspólnotę. Dziś wyczytałem, że w średniowieczu na taką nazwę mógł sobie pozwolić tylko dom z trzynastoma zakonnikami i z przełożonym. Gdyby ta było do dziś, to może ze dwa, trzy domy w Polsce można by nazwać konwentualnymi. W historii to się oczywiście zmieniało. Dziś nasze prawodawstwo mówi o konieczności trzech zakonników, żeby zaistniała wspólnota klasztorna. I jest już kilka miejsc, gdzie właśnie tylu nas jest. A w najbliższym czasie nie zanosi się, żeby nas gwałtownie przybyło… A zatem trzeba przygotować swoje ciało, umysł i serce na jeszcze większy wysiłek – o ile Pan go zażąda. Niech we wszystkim dzieje się Jego wola…

Na tym etapie życia, na którym właśnie się znajduję, mam takie dogłębne poczucie naśladowania Go w tej odsłonie dzisiejszej Ewangelii… Musze także innym miastom głosić Dobrą Nowinę, bo po to zostałem posłany. Moje przemieszczanie się jest jakimś udziałem w misji Jezusa. Tak bardzo dosłownie. W tak wielu miastach już byłem, a w innych jeszcze będę. I wszędzie mam zanieść Słowo z mocą. Nieodmiennie doświadczam cudów przemiany serca. Nie tylko na ambonie, również w konfesjonale. Modlę się zawsze gorliwie, żeby to Duch przemawiał moimi ustami. Coś z tego chyba się dzieje, bo czasem jestem sam zaskoczony tym, co mówię, a coraz więcej osób prosi o to, żebym podjął się funkcji stałego spowiednika. Nie odmawiam, ale tłumaczę jak żyję… To ich zwykle studzi… To dla mnie dość bolesna, bo uwielbiam te posługę i chętnie pełniłbym ją cały dzień. Ale nie da się być wszędzie i robić wszystkiego. Wszystko według woli i oczekiwań moich przełożonych, którzy artykułują mi wolę Bożą. Może jeszcze i na godziny konfesjonału w życiu przyjdzie czas…

Na razie ruszam na nordic walking… Bo żeby móc wydajnie pracować, trzeba zadbać o „brata osła” (jak mawiał święty Franciszek), przynajmniej w jakimś podstawowym wymiarze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz