W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na
to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi
do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja
sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła moja godzina”. Wtedy Matka Jego
powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam
sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których
każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie
stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział:
„Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Ci zaś zanieśli. A gdy
starosta weselny skosztował wody, która stała się winem, i nie wiedział, skąd ono
pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli, przywołał pana młodego i
powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się
napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”.Taki to
początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i
uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Mili Moi…
Trwa mój niemal
trzytygodniowy pobyt w domu… Jestem nieprzyzwyczajony do tak długich przerw w
posłudze… Ale w gruncie rzeczy jestem z tego bardzo zadowolony… Jak wspominałem
niegdyś, rekolekcje, które głoszę, kiedyś trzeba przemyśleć, przemodlić, po
prostu stworzyć… Choć ten tydzień należał raczej do nadrabiania innych
zaległości i do realizacji innych zadań. Wczoraj na przykład byłem w Karwii u
sióstr elżbietanek, które nabyły tam niedawno dom. Pojechałem sprawdzić czy nie
nadawałby się on na nasze rekolekcje zakonne, bo przecież za ich organizację
też jestem odpowiedzialny. Taka wycieczka to pół dnia… I kiedy siadam wieczorem
na łóżku i mówię sobie – co dziś konkretnie zrobiłeś? – to czasami nie do końca
potrafię sam sobie odpowiedzieć…
Tak czy owak, dobrze być w
domu… Również dlatego, że wciąż trwają wakacje i jest nas w klasztorze mniej,
co sprawia, że każde ręce do posługi są na wagę złota. A tej nie brakuje. U nas
specjalizacja pogrzebowa… Taka struktura wiekowa parafii. W zeszłym tygodniu było
ich siedem. A jednocześnie mnóstwo młodych ludzi szuka u nas pomocy duchowej.
Codzienny dwugodzinny dyżur w konfesjonale ściąga mnóstwo ludzi, którzy często bardzo
dojrzale podchodzą do swojego życia duchowego i u franciszkanów szukają wsparcia.
Obyśmy rzeczywiście byli w stanie sprostać.
Piszę o tym, bo z jednej
strony wszędzie trąbi się o kryzysie Kościoła, o spadającej liczbie wiernych… Z
drugiej – pojawia się pytanie jakich wiernych tracimy? Kto rzeczywiście Kościół
odrzuca? A kto w nim trwa i nie zamierza dochodzić? Osobiście, wcale nie
uważam, żeby Kościół doświadczał jakiegoś głębokiego kryzysu… Pustoszeje nam
kruchta, czyli miejsce gdzie stoją ci, którzy zawsze uważali się za „zupełnie w
porządku” realizując „obowiązki życia chrześcijańskiego”. Ci, którzy w Kościele
byli jedną nogą, widząc w nim jedną z wielu ludzkich instytucji… I nie dziwi
mnie ich odejście – co nie oznacza, że nie zasmuca. Choć uważam, że mylące
pozory tego, że oni „są w Kościele” są znacznie gorsze od jasnej sytuacji – nie
ma ich i trzeba po nich pójść, głosić im Ewangelię tam, gdzie są, tam, gdzie
właśnie się udali…
Kiedy minie się kruchtę i
wejdzie się w głąb Kościoła… Tam są ludzie, którzy rozumieją go znacznie
lepiej, a przede wszystkim sami maja świadomość, że go tworzą, że od nich naprawdę
wiele zależy. Oni wiedzą, że to ich jedyne środowisko zbawienia, a ich obecność
w tym miejscu nie ma wiele wspólnego z obciążającymi i uciążliwymi „obowiązkami
życia chrześcijańskiego”. Stąd już blisko raczej do miłości, która w obowiązkach
widzi raczej drogę spełnienia, drogę wymiany obietnic, drogę ich realizacji.
Dziś Maryja, która z
absolutnym zaufaniem mówi do sług – zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Nawet
gdyby było to najbardziej absurdalne – zróbcie. I jest – zupełnie absurdalne. A
jednak efekt jest powalający… Może więc to jakieś zaproszenie dla każdego z nas
– wejdź głębiej w Kościół, nie stój w „przedsionku”, zainteresuj się,
rozejrzyj, posłuchaj, dostrzeż, zrozum… Niezależnie od tego, jak bardzo
absurdalną propozycją to się dziś wydaje. Niezależnie od tego, co myślisz na
bazie dotychczasowych wyobrażeń czy doświadczeń. Popatrz na Kościół od środka,
bo on jest większy niż ci się wydaje, a dobro, które się w nim dokonuje,
zdecydowanie przewyższa zło, od którego niestety również nie jest wolny.
To jest jednak jakieś
dobro w Kościele? Owszem… A zastanawiałeś się kiedyś dlaczego niemal nigdy o
tym nie słyszysz w programach informacyjnych? Za to tak często słyszysz o tym,
co złe, nawet jeśli to zło jest jeszcze na etapie domniemania? Zło w Kościele –
ulubiony temat współczesnego świata… Tak to widać z kruchty… Tak to widać,
kiedy odmawia się wejścia dalej…
Kościół to my ,każdy człowiek i od nas zależy ,co chcemy w Nim zobaczyć.
OdpowiedzUsuńCiekawa i chyba bardzo trafna ta analiza członków Kościoła.
OdpowiedzUsuń