Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z Obry…
To wioska w Wielkopolsce, gdzie Oblaci mają swoje seminarium duchowne, a jednocześnie
dom rekolekcyjny. Miejsce cudowne, bo oprócz znakomitego zaplecza w postaci pokoi
i sal, kaplicy i starego kościoła, jest mnóstwo miejsca do spacerowania i
znakomite wyżywienie, oparte na własnych produktach. Wprawdzie to ostatnie
miało dla mnie znaczenie raczej drugorzędne i związane było bardziej z podziwianiem
niż smakowaniem, ale wszyscy pozostali byli zadowoleni.
A prowadziłem tam Rekolekcje Maryjne dla wspólnoty „Galilea” z Międzyrzecza. To już czwarty rok z
rzędu i dziwię się nieco, że jeszcze nie mają mnie dość, no ale i piąty termin
na przyszły rok został już przez nich zarezerwowany. Tym razem połączyliśmy
rekolekcje z oddaniem się Niepokalanej w duchu Rycerstwa Niepokalanej. Ruch
świętego Maksymiliana zyskał więc dwadzieścia cztery nowe osoby, które chcą z
Maryją iść przez życie. Piękny czas, piękne świadectwa na koniec, dojrzałe spowiedzi…
A dziś? Nie bardzo wiadomo
w co ręce włożyć… Obowiązków parafialnych znów sporo, bo jednak wciąż wakacje,
a nas w związku z tym mniej w klasztorze. Dodatkowo zachodzą okoliczności nieprzewidziane,
więc trzeba się spinać, żeby zdążyć. A czeka robota intelektualna… Kolejne
konferencje do napisania, rekolekcje do obmyślenia i stworzenia… A mnie ciągle
w głowie się nie mieści, że i mój urlop jest już tylko wspomnieniem… Czuję się
chyba zmęczony… Ale powtarzam to ciągle siostrom zakonnym, które się na to
uskarżają – zwłaszcza tym młodszym – powoli trzeba się z tym godzić. W tym
sensie, że tego zmęczenia nie będzie mniej – ono będzie normalnym środowiskiem dla
naszego życia. Ponieważ nas nie będzie więcej, a pracy na razie nie jest mniej.
Każdy więc, kto będzie chciał uczciwie pracować, realizując swoje powołanie, będzie
prawdopodobnie pracował ponad swoje siły. Może więc czas „wrzucać to sobie po
prostu w koszta” i mniej się nad tym rozczulać…
A na to wszystko jeszcze
Jezusowe – ślepcy, głupcy, obłudnicy… Zauważcie, że On nigdy nie zwraca się w
ten sposób do grzeszników, celników, ludzi z tak zwanego marginesu. W ten
sposób rozmawia tylko z cynikami, którzy budują „religijne obejścia” i pod
pozorami własnej świętości przemycają całą masę plugastwa i bylejakości. Umieją
sobie wszystko wytłumaczyć, uspokoić swoje sumienie, znaleźć logiczne
uzasadnienie dla swojej nędzy uznając ją wręcz za stan doskonałości. Wobec
takiej zatwardziałości potrzeba silnego uderzenia…
I ja je dziś słyszę… Bo od tego, komu wiele dano, więcej wymagać się będzie… A mnie dano wiele. Należę do grona ludzi, którym dano sporo wiedzy poprzez studia, dano możliwości formacyjne poprzez słuchanie znakomitych rekolekcjonistów, dano sporo talentów do nauczania innych i nawet szczyptę inteligencji, która pozwala te wszystkie dary roztrwonić. Musze więc się naprawdę bardzo pilnować, żeby nie wejść na ścieżki bylejakości, przekonując siebie samego, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo inni są znacznie bardziej byle jacy… Więc, mówiąc najprościej – jeśli mnie Pan miałby posłać do piekła, to gdzie pośle tamtych? Głupcze – może potrzebuję bardzo indywidualnie usłyszeć to słowo… Ślepy! Być może potrzebny jest cios w brzuch, żebym zgięty wpół przypomniał sobie, że ten, któremu się kłaniam jest poza mną… To nie ja jestem w centrum, ale On. A ja wyłącznie z Nim, za Nim… W tle…
Szczesc Boże. Chciałbym się podzielić jednym bardzo ważnym zdarzeniem (być może jest to złe slowo) które miało miejsce po powrocie do domu po zakończonych rekolekcjach prowadzonych przez Ojca Michała w Obrze. Otóż po zawierzeniu się Maryi otrzymałem Medalik który Ojciec zawiesił mi na szyi. Był on zawieszony na sznureczku. Wcześniej już miałem założony łańcuszek z krzyżykiem który noszę już bardzo długo. W trakcie drogi powrotnej rozmawialiśmy z żoną navtemat tych Medalików, mianowicie że przekażemy je rodzicom a sobie kupimy nowe, dla mnie srebrny natomiast dla żony złoty gdyż taki ma łańcuszek i krzyżyk. Po powrocie do Międzyrzecza postanowiłem że zdejmę Medalik. Gdy chciałem to zrobić okazało się że zdjąłem z szyi sam sznureczek natomiast Medalik jest zaczepiony na łańcuszku na którym miałem do tej pory sam krzyżyk. Momentalnie na całym ciele dostałem dreszczy. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Po raz pierwszy zawierzyłem się Maryi i od razu dostałem od Niej taki znak. Jest to widoczne świadectwo, że Matka Boska czuwa nad Nami i cieszy się z każdej osoby która właśnie Jej zawierzyła swoje życie.
OdpowiedzUsuńOjcze przyszło mi kilka myśli czytając dzisiaj bloga . "Dobrych" kapłanów chce się słuchać nawet kilka razy . Dziękować Bogu tylko za ten dar. Nie rozumiem niektórych ludzi -Bóg wyciąga do nich rękę ,a oni nie chcą odpowiedzieć pozytywnie- nie oceniam ich motywacji, Bóg zna ich serca i sumienia,może oni są bliżej Boga niż ja .Chyba dzisiaj boimy się ponieść trud czy upokorzenia dla dobra swego serca czy czystego sumienia ,a w wielu sytuacjach wolimy wybrać to, co łatwiejsze, co nie kosztuje nas "wysiłku ".Zadaję sobie pytanie o swoje serce ,gdzie jestem dzisiaj ,na której drodze ?Może warto stanąć przed Jezusem na adoracji i to z Nim obgadać ...
OdpowiedzUsuń