Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy
przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie
ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak
każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może
dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde
drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A
więc: poznacie ich po ich owocach”.
Mili Moi…
We wtorek pożegnałem
siostry dominikanki, dziś franciszkanki… Jakie te pożegnania są sympatyczne…
Postanowiłem sobie, że teraz będę się żegnał regularnie – co roku. Oczywiście „na
próbę”, żeby nikt nie wyszedł z wprawy… Ileż to człek dobrych rzeczy się na swój
temat nasłucha. I piosenkę mu zaśpiewają. I kolacje smaczną przyrządzą. Kochane
siostry – pełen szacun. Bardzo lubię im posługiwać…
Ostatnimi dniami, mimo
zajęcia związanego z pakowaniem mojego „ubóstwa” (jak mówimy w naszym zakonnym
żargonie), chadzam na kijaszki… I to, bagatela, po dwadzieścia kilometrów. Moja
ulubiona trasa to, a jakże, trasa na lotnisko… Kawal drogi… W pełnym słońcu i w
pobliżu ruchliwej trasy. Nie przeszkadza mi to w żadnym wypadku. Ale dziś poczułem
się jak na pielgrzymce… Asfaltówa w całej okazałości (uczulenie wywołane
parującym asfaltem). A na pielgrzymce już tak dawno nie byłem – takie małe
wspomnienie…
Kartonów przybywa… Ja z
pewnością nie należę do kategorii „śmieciarz – kolekcjoner”, ale jednak tych
rzeczy wciąż za dużo… Teraz zmieniam dwa pokoje na jeden. Ciekawe jak to
wszystko się pomieści… A zwłaszcza książki… Ale dziś pewna szlachetna niewiasta
przyjęła pod swój dach (żeby nie powiedzieć zaadoptowała) pokaźne grono moich
książek, które w chwili zaćmienia umysłowego próbowałem sprzedać… Tymczasem
książek się nie sprzedaje. Można je tylko podarować. I tak stało się tym razem…
I po raz kolejny słowo Pana okazało się prawdziwe – więcej szczęścia jest w
dawaniu, aniżeli w braniu…
A słuchając dziś Ewangelii
pomyślałem sobie o współczesnych „źródłach Objawienia”. Kiedyś jednym z nich
bywali prorocy. Dziś taką misję dla wielu spełnia… You Tube. Tam ludzie uczą
się teologii, medycyny… życia. Po obejrzeniu trzech filmów, zwykle są
ekspertami… Dodajmy – często anonimowych filmów, o autorach których nie można powiedzieć
absolutnie nic. Nic o ich kompetencjach. A już z całą pewnością nie można ich zweryfikować
poprzez owoce ich życia. Często wystarczy, że mówią inaczej niż wszyscy… No i
jeszcze te napisy – koniecznie na żółtym tle, alarmujące…
Naiwność? Potrzeba
odróżnienia się od innych? Znalezienia się w awangardzie? Pojęcia nie mam…
Pytam raczej samego siebie o swoje własne autorytety. O moich proroków. I dziękuję
Bogu, że jeszcze je mam. Są ci, którym ufam i za którymi idę. Ale ich na You Tubie
raczej się nie spotyka…
PS. Dziękuję wszystkim, którzy
w dniu ojca pomyśleli o mnie ciepło i podesłali kilka dobrych słów… Błogosławię
Wam +
Drogi ojcze Michale...
OdpowiedzUsuńJak dobrze że będziesz dalej pisał na blogu. Bardzo lubię wchodzić na Twojego bloga, zawsze mogę przeczytać coś co mnie zainspiruje na kilka lub kilkanaście dni. Lubię czytać to co napiszesz . Twoje myśli przelane na laptopa zawsze są
natchnione przez naszego Pana.
Pokój i dobro
Ps. Stały czytelnik