Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że
nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby
Go powstrzymać. Mówiono bowiem: "Odszedł od zmysłów". A uczeni w
Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: "Ma Belzebuba i mocą władcy
złych duchów wyrzuca złe duchy". Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im
w przypowieściach: "Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Jeśli jakieś
królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli
dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli
więc Szatan powstał przeciw sobie i jest z sobą skłócony, to nie może się
ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu
zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i dopiero wtedy dom jego ograbi.
Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie
dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi
Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu
wiecznego". Mówili bowiem: "Ma ducha nieczystego". Tymczasem
nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go
przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: "Oto
Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie". Odpowiedział im:
"Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?" I spoglądając na
siedzących dokoła Niego, rzekł: "Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni
wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką".
Mili Moi…
Wczoraj przeżyliśmy piękny
Regionalny Dzień Skupienia Rycerstwa Niepokalanej w Lęborku. Zjawiło się niemal
sześćdziesiąt osób, co jest, uważam, znakomitym wynikiem jak na pierwsze spotkanie
po tak długiej przerwie. Widać, że w narodzie lęk odrobinę maleje, a i
pragnienie bycia razem, wspólnej modlitwy i formacji powoli się przedziera.
Organizacyjnie wszystko przygotowane perfekcyjnie przez braci z Leborka i
miejscową wspólnotę MI. Wszystkim należą się podziękowania.
Pięć godzin po wyjeździe z
Lęborka, znalazłem się w Zalesiu Górnym, gdzie Apelem Jasnogórskim rozpoczęliśmy
rekolekcje dla sióstr orionistek. Dziś rzeczywiście mogę powiedzieć, że to
cudowne miejsce. Kiedy byłem tu ostatnio, wszystko było przysypane grubą
warstwą śniegu, a my, oprócz rekolekcji dla sióstr, nagrywaliśmy wówczas
również wielkopostne rekolekcje internetowe. Dziś wszystko tu zanurzone jest w
głębokiej zieleni. Pięknie śpiewają ptaki. Dookoła las. Jedyny problem to…
komary. Zjedzą nas tu pewnie żywcem. Ale nie one są ważne. Dwanaście sióstr
odprawia święte rekolekcje i ośmielam się powierzyć je Waszej modlitwie.
Dziś o poranku, czytając
różne komentarze do Słowa, natknąłem się również na pewną banalną historyjkę,
która opisywała lekcję religii, podczas której pani katechetka zadała
ośmiolatkom pytanie – co powiedziałby do nich Pan Jezus, gdyby teraz wszedł do
klasy? Dzieci zaczęły snuć przypuszczenia – Jurek: żebym przykładał się do
nauki, Zosia: żebym nie biła się z siostrą, Krysia: żebym był grzeczniejsza
wobec babci… Pani zaś odpowiedziała – a ja myślę, że byłoby zupełnie inaczej –
Jurkowi Pan Jezus by powiedział: tak bardzo się cieszę, że się starasz; Zosi:
bardzo kocham i ciebie i twoją siostrę; Krysi: zrobię wszystko, żeby ci dodać uprzejmości
dla babci. Bezduszne wymagania czy serdeczna pomoc? Co i jak by powiedział?
Ot, prosta historyjka, ale
pomyślałem sobie, że ona bardzo mocno pokazuje jak wiele zależy od obrazu Boga,
który w sobie nosimy. Zdałem sobie sprawę, że moja codzienna medytacja wiąże
się z korektą. Tego w Słowie szukam – pouczenia z mocą i swoistego ociosywania
dłutem Boskiego Rzeźbiarza. Ekstremalnie rzadko słyszę w swoich medytacjach
pochwałę ze strony Boga. Dziś pomyślałem sobie – czy On jest dla mnie „miłującą
obecnością”, czy raczej „planem szkoleniowym”? Jakoś nie wydaje mi się, żeby
Jezus nie miał dla mnie dobrego słowa i każdego dnia biczował mnie Ewangelią…
A ta myśl w kontekście
uczonych, którzy deformują obraz Jezusa. Tak skrajnie, że już bardziej nie
można. Bolesne kłamstwo, potwarz, obelga, które mają na celu wyłącznie zdyskredytować
Jezusa. Jak to jest możliwe w sercach i ustach ludzi, którzy są sługami prawa?
Jak to możliwe w działaniu tych, którzy samych siebie uznawali za najpobożniejszych?
Jaki obraz Boga w sobie nosili, że stać ich było na tak niskie zagrania?
Przyznam, że nawet boję się o tym pomyśleć…
Obraz Boga w nas to coś,
co nieustannie „pracuje”. Albo jest coraz piękniej kształtowany, albo jest deformowany,
a wówczas biada tym, na których oddziałujemy i za których jesteśmy odpowiedzialni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz