środa, 2 czerwca 2021

chleba...


(Mk 14, 12-16. 22-26)
W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: "Gdzie chcesz, żebyśmy przygotowali Ci spożywanie Paschy?" I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: "Idźcie do miasta, a spotka was człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: Gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas". Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, a tam znaleźli wszystko, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę. A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im, mówiąc: "Bierzcie, to jest Ciało moje". Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: "To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym". Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej.

 

Mili Moi…
Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że odpoczywam. Nigdy za bardzo nie umiałem oddawać się temu zadaniu. I tym razem traktuje to nieco bardziej jak obowiązek, niż przyjemność. Wiem po prostu, że odpocząć trzeba. Wszystko polega głownie na tym, żeby nie robić dokładnie tego, co robi się na co dzień. I to mi się udaje. Mimo planów, nie tknąłem żadnej konferencji z tych, które winienem już pisać. Nie wiem czy się to na mnie nie zemści. Ale staram się nie wybiegać w przyszłość. Za to dużo chodzę… Dziś zrobiłem dwadzieścia pięć tysięcy kroków. Szybkim marszem. Wolnym marszem. Różańcowym spacerem.

Odbyłem też w tych dniach dobre spotkanie z panią z Działu Edukacji na Zamku w Malborku. Zabieramy się za organizację kolejnego, XXI już Biegu Małych Rycerzy Niepokalanej, który odbywa się właśnie tam, na Zamku. W ubiegłym roku, z przyczyn oczywistych musiałem go odwołać, ale w tym roku, wierzymy, będzie już inaczej… Roboty przy tym co nie miara, ale na szczęście również sporo dobrych, gotowych do pomocy ludzi.

Jestem też po pierwszej dawce szczepionki. Odwołali mi termin w ubiegłym tygodniu, ale udało się złapać następny wczoraj, w dość orientalnym miejscu, którym było podgrudziądzkie miasteczko Łasin. Zniosłem to nieźle, choć dziś rzeczywiście nieco bolała mnie głowa i ręka. Nic to wielkiego jednak i ufam, że z końcem miesiąca uda mi się otrzymać drugą, zaplanowaną dawkę.

Zamieściłem jutrzejszą Ewangelię u początku, choć zwykle tego nie robię. Ale mam powód. Jutro bowiem mija dokładnie piętnaście lat, od dnia, kiedy po raz pierwszy powiedziałem w imię Jezusa słowo BIERZCIE. Dzisiejszego wieczoru mam niesłychanie mocne poczucie bycia obdarowanym. Moje kapłaństwo, które trwa już długo, a które ani przez moment mi się nie znudziło. Wręcz przeciwnie – z każdym niemal dniem odnajduję w nim nowe warstwy, smaki, barwy. A kiedy unoszę Ciało Pana… Wydaje mi się, że rozumiem co miał na myśli święty Franciszek, kiedy mówił, że nie widzimy z Niego na ziemi nic poza tym właśnie Ciałem, które kapłani podnoszą i nam je podają. Kiedy ktoś „miota” Jezusem odczuwam wręcz fizyczny ból i zawsze Go za to w sercu przepraszam. Jakiej czci jest godzien… Przede wszystkim my, kapłani – ja, właśnie ja, jestem odpowiedzialny za to, żeby ze czcią Go podnosić i ukazywać tym, którzy w Niego wierzą…

Zaburzam dynamikę Eucharystii??? Nie szkodzi… Wierzący z pewnością to „zniosą z wdzięcznością”. Ci trochę mniej może się zastanowią. Niewierzący się zezłoszczą nerwowo spoglądając na zegarek i być może przypomną sobie, że czas jest nieubłagany i wiele go w ich życiu już upłynęło. Być może każdy odrobinę skorzysta. Im dłużej jestem księdzem, tym mniej odczuwam konieczność pośpiechu przy Eucharystii i tym banalniej brzmią dla mnie argumenty – ludzie nie mają czasu, bo (na przykład) spieszą się do pracy… Bierzcie i jedzcie… Ale na to potrzeba chwili zatrzymania. Bez tego ani rusz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz