Owego dnia, gdy zapadł wieczór, Jezus rzekł do swoich uczniów: "Przeprawmy
się na drugą stronę". Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w
łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. A nagle zerwał się gwałtowny wicher.
Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi
na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: "Nauczycielu, nic Cię to
nie obchodzi, że giniemy?" On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do
jeziora: "Milcz, ucisz się!" Wicher się uspokoił i nastała głęboka
cisza. Wtedy rzekł do nich: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam
wiary!" Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: "Kim On jest
właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?"
Mili Moi…
Wszystko ostatnio dzieje się
niewyobrażalnie szybko… Żegnam się powoli z Poznaniem, co oznacza, że robię
marsze po 25 kilometrów dziennie. Jest kilka miejsc, które lubię i kilka tras,
za którymi będę tęsknił. Powoli żegnam się również z ludźmi – te pożegnania są
zawsze trudniejsze, bo pojawia się taka wyraźna świadomość, że coś się kończy,
że jakiś etap życia znów za mną, że te serdeczne deklaracje – będziemy w kontakcie
i przecież się nie żegnamy ostatecznie – są tylko deklaracjami i nigdy nie
okazują się prawdziwe, choćby człek nie wiem jak w nie wierzył. No ale… Kartony
gotowe. W najbliższym tygodniu zaczynamy je zapełniać…
Spróbowałem pozbyć się
nieco dobytku w postaci książek… Jest ich ciągle za dużo, więc pomyślałem, że
może choć część zainwestowanych w nie pieniędzy uda się odzyskać. Myślę tu
zwłaszcza o reportażach, czy książkach historycznych, które bardzo lubię czytać,
ale do których przecież się nie wraca. Zaprosiłem panów z pewnego wiodącego
internetowego antykwariatu internetowego. Przygotowałem około stu tytułów.
Panowie pocmokali, stwierdzili, że wezmą około 70. I zaoferowali zawrotną sumę…
150 złotych. Czyli po dwa złote za sztukę. Cóż, podziękowałem im za fatygę, a książki
pewnie zostaną w Poznaniu, bo mój pokój zmienia status na „pokój gościnny”.
Może więc goście zechcą zajrzeć w wolnej chwili do książki, która na półce
pozostanie…
Muszę Wam przyznać, że
ostatnimi dniami mocno rozważałem zamknięcie tego internetowego miejsca. Mam trochę
wrażenie, jakby jego formuła się przeżyła. Zakładałem bloga w czasach, kiedy
nie miałem zbyt wiele okazji do głoszenia, a wiele przemyśleń kłębiło mi się w
głowie. Chciałem się z kimś nimi podzielić. Dziś sytuacja jest zgoła odwrotna. Okazji
do głoszenia mam aż nadto, co częstokroć sprawia, że nie mam sił, ani ochoty siadać
jeszcze przed ekranem i dzielić się. Co więcej – po tak intensywnych
głoszeniach mam zwykle chwilową „pustkę w głowie”. Pisząc zaś rzadko, w konsekwencji
notuje bardzo małą ilość wejść (zwykle około 50). No bo po co ktoś ma tu regularnie
zaglądać, jeśli regularnych wpisów nie ma? Koło się zamyka, bo istnienie bloga
ma sens, kiedy są Czytelnicy. Ale w minionych dniach dwie czy trzy osoby, z którymi
nie łączą mnie jakieś zażyłe relacje, przyszły podziękować za posługę w
Poznaniu, powiedziały dobre słowo i dodały, że zaglądają na mojego bloga. Pomyślałem
wówczas sobie – a może jednak warto. Może komuś to jednak do czegoś przydać się
może. Niech więc na razie ta decyzja „zawiśnie”.
Może to po prostu kolejna
sytuacja przełomu, która motywuje do jakichś zmian. Wczoraj otrzymałem kalendarz
na rok 2022, który sobie zamówiłem, ale który obejmuje również połowę roku 2021.
To znacznie ułatwia planowanie. Kalendarz ów, bardzo ładny zresztą, rozpoczyna się
od daty 28 czerwca, czyli od dnia, w którym zaplanowałem przeprowadzkę do
Gdyni. Nowe miejsce, nowy kalendarz, nowe życie?
Tak czy owak, burz w nim
nie zabraknie. One się zwykle nie zapowiadają, trochę jak nad jeziorem
Galilejskim – przychodzą nagle i bywają gwałtowne. Ale to właśnie w takich
sytuacjach najgłośniej wybrzmiewa pytanie o wiarę, o zaufanie Dobremu Ojcu. Sen
Jezusa z dzisiejszej Ewangelii jest jego najlepszym dowodem. On jest zanurzony
w Ojcu, podczas gdy uczniowie są zanurzeni w lęku. Przychodzą do Niego z pretensją,
reprezentując klasycznie żydowski sposób myślenia – czy dobro, czy zło,
wszystko pochodzi od Boga. On jest ostatecznym winnym. Dziś jakby mówili Mu –
pretendujesz do roli Mesjasza, a nasz los nie ma dla Ciebie znaczenia? Przecież
za chwile wszyscy zginiemy i nic nie wyjdzie z Twoich planów – a zapowiadałeś,
że będziemy rybakami ludzi…
Żeby przekonać się co tak
naprawdę jest w człowieku, wystarczy raz zrobić coś inaczej, niż on tego chce.
Dzisiejsza sytuacja pokazuje wyraźnie, że uczniowie „tkwią” raczej w sobie niż
w Nim. Nie mają wystarczającej świadomości kim On jest, żeby w Nim uznać Boga.
A jeśli nie jest Bogiem, to marny nasz los. Ale zaraz, może jednak jest… Któż
inny mógłby rozkazywać żywiołom? Kimże więc On jest… I to jest chyba pytanie na
dzisiejszą niedzielę… Niech nasze działania (fakty) staną się dla nas najlepszą
odpowiedzią… Nawet gdyby była zawstydzająca.
Ojcze Michale to nieprawda że nikt nie odwiedza tego bloga. Ja przeciętna kobieta, żona i matka jestemtu regularnie chociaż nie daje tego poznać ale obiecuję że to się zmieni, należy mówić dobrze i w ogóle mowic. Wasze rozważania z ojcem Maciejem wiele zmieniły w moim sposobie postrzegania naszego Pana. Jesteśmy zwykłym małżeństwem z dorastającym szesnastoletnim synem (bywa ze nie łatwo i mam na myśli tu naszego syna Piotra) ale nauczylam sie od was ze należy się modlić i zaufac i proszę Ojca to działa. Wszelkich łask Bożych życzę ojcze Michale na nowym, kolejnym odcinku drogi. Szczęść Boże.
OdpowiedzUsuńOjcze ,nie czyn tego ,czytam Twojego bloga ,w wielu sytuacjach Twoje spojrzenie na sprawę pomoglo mi znalezc rozwiązanie sprawy,zawsze wskazujesz na aJezusa jako autora wszelakich łask..
OdpowiedzUsuńPrzed Tobą nowe wezwania ,nowi ludzie ,nowe perspektywy.
Zaprasxam do Ostrody ,wszakze tu tez są Rycerze...
Do uslyszenia na Zrycerskich szlakach...i pisz Ojcze ,tez obiecuję dxielic sie slowem ,.Nie koncz Ojcze tego dzieła...
Ojcze Michale, poznałam Ojca w New Ross i po wyjeździe Ojca z Irlandii od kiedy Ojciec zaczął pisać bloga jestem stałą czytelniczką. Aktualnie mieszkam w Poznaniu i od kiedy Ojciec tu przybił wydawało się, że zawsze będzie czas na jakieś spotkanie a tu za tydzień Ojciec żegna to miasto. Tak więc pozostaje jedynie "jednostronny kontakt" dzięki właśnie temu blogowi. Wiem, że to oksymoron, ale przecież zawsze istnieje możliwość odpisania, co czynię chyba po raz drugi. Pisanie bloga dla tylko (a może AŻ) pięćdziesięciu ma sens! Dziękuję za dotychczasowe lata nie tylko blogowe posługi Ojca i proszę o więcej. Dużo sił i zdrowia w "nowym miejscu/ życiu". Szczęść Boże - Magda
OdpowiedzUsuńOjcze Michale, ja również, jako Poznanianka, proszę o pozostawienie bloga, skoro Ojciec przeprowadza się do Gdyni. Bardzo dziękuję za to, co Ojciec robi i życzę owocnej pracy w nowym miejscu.
OdpowiedzUsuńOjcze, dziel sie! Bywa, ze im trudniej tym lepsze owoce. Nawet gdyby 5ciu zagladalo. Bog zaplac! ParafJanin
OdpowiedzUsuń