wtorek, 27 kwietnia 2021

od Bałtyku po gór szczyty...


(J 10, 22-30)
Obchodzono w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona. Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: "Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie". Rzekł do nich Jezus: "Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy".

 

Mili Moi…
No i tydzień minął niezauważalnie… Nie pisałem, bo właściwie od minionej środy byłem w drodze. Sprawy z samochodem pozałatwiane, spotkanie z grupą Rycerstwa w Elblągu wyborne, a droga do Cieszyna obejmowała postój na Jasnej Górze – nie mogło być lepiej. W samym Cieszynie, u sióstr elżbietanek, pracowicie. Intensywne głoszenie, dużo spowiedzi. Nie byłem tam niemal dwadzieścia lat. Wiele sióstr jednak jeszcze pamiętam, a i one mnie rozpoznawały. Oblicza dojrzalsze, ale serca nadal młode. Sporo dobrych spotkań.

Od wczoraj natomiast ogarniam nieco sprawy w Poznaniu. Nieczęsto tu bywam, więc mając zaledwie kilka dni do dyspozycji, docieram w miejsca, gdzie dotrzeć trzeba, załatwiam jakieś sprawy i sprawki (choćby produkcja kolejnego listu do Wspólnot Rycerstwa z informacjami – to zajmuje sporo czasu). No i spotkania… Spowiedzi, ale nie tylko. Zajmuję się na przykład indywidualnym przygotowaniem młodego człowieka do bierzmowania. Wypadł z rytmu przygotowań szkolnych (historia z cyklu „bo mi się nie chciało”). Dziś już bardziej się chce, choć dyskretnego ziewania podczas naszych spotkań ukryć nie potrafi. No ale niech łaska zrobi swoje. Moją rola jest poddać nieco treści i zachęcić do osobistych poszukiwań.

W piątek zaś już dzień skupienia dla postulantek urszulańskich w Pniewach, a od soboty, również w Pniewach, rekolekcje dla dobrych sióstr klarysek. Sezon zatem, jak widzicie w pełni… Siły mi wracają na samą myśl o pracy. Ufam tylko, że cieplej się zrobi, bo kijaszki zamierzam ze sobą wozić, ale pięciu bluzek sportowych już nie bardzo…

A nad Słowem??? Ludzi podobnych do Judejczyków pytających dziś Jezusa nazywano kiedyś „osobami wiercącymi dziurę w brzuchu”. Czasem mówiono również – „dziury nie zrobi, a krew wypije”. Ciągłe wracanie do tego samego tematu i ciągła, konsekwentna odmowa usłyszenia tego, co On mówi. A On? Poszerza horyzont – życie wieczne daję tym, którzy we mnie wierzą… Pomyślałem sobie dziś – dla jak wielu, także chrześcijan, życie wieczne ma jakąś realną wartość? Jak wielu o nim myśli, ku niemu dąży, na nie czeka? Czy ja sam widzę je jako coś cenniejszego ponad wszystko…?

Dziś zdałem sobie sprawę, że pochłaniają mnie różne sprawy… Mój codzienny rytuał porannego spotkania ze Słowem… Tak… Niezmienny i już tak się ze mną zrósł, że ekstremalnie rzadko go opuszczam. Ale wokół? Sprawdzanie pogody, czasem jakiś rzut oka na pierwsze wiadomości – sprawy absolutnie nieważne i rozpraszające. Po co mi one? Właśnie w tym czasie… Zabierają skupienie i odciągają od myślenia o wieczności. Bo prognoza pogody rodzi planowanie dnia, a wiadomości budzą różne emocje… A Słowo? Czy ono rzeczywiście musi walczyć o moją uwagę? Czy powinno???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz