poniedziałek, 19 kwietnia 2021

w cudny poniedziałek...


(J 6, 22-29)
Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: "Rabbi, kiedy tu przybyłeś?" W odpowiedzi rzekł im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec". Oni zaś rzekli do Niego: "Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?" Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: "Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał".

 

Mili Moi...
Kolejna niedziela za nami… Mnie tym razem Duch pchnął w kierunku parafii św. Jana XXIII w Komornikach. Lubię tam jeździć. Pomoc proboszczowi jest ewidentnie potrzebna, bo dla jednego księdza, to bardzo duże dzieło. A poza tym czuję się tam przyjęty, potrzebny, słuchany. Głoszenie Słowa w takich miejscach to prawdziwa radość.

Od soboty jeżdżę nowym samochodem… Wow… To znaczy nowy on jest dla mnie, bo rzecz jasna nie z salonu. Ale zlitowała się władza nade mną i, żebym się nie musiał składać wsiadając, otrzymałem auto nieco większe. Taka mała radość. A trasy długie, więc może wcale nie taka mała…

Już w środę Trójmiasto i kilka spraw urzędowych, czwartek to spotkanie ze wspólnotą Rycerstwa Niepokalanej w Elblągu, a w piątek ruszam do… Cieszyna. Tam trzy dni nauczania dla sióstr. Nie byłem w tych rejonach chyba od czasów liceum. Cieszę się, bo oczywiście Jasna Góra musi być po drodze…

No i tradycyjny już akcent zdrowotny… Wczoraj dwadzieścia trzy tysiące kroków. Poszedłem zwyczajowo… na lotnisko. Ale nie zabawiłem długo, bo miałem krótkie wolne popołudnie. Ale, gdy okazało się, że daję radę i to całkiem nieźle, dziś wybrałem się na pierwszy nordic walking do Cytadeli. Pierwszy po Covidzie… Miałem nawet jakoś delikatnie zacząć. Ale poniosło mnie… I okazało się, że bez trudu zrobiłem trasę, którą zwykle przechodzę. Zrobiłem sobie jednak chwilę przerwy, wysączyłem kawkę w słonku, posiedziałem na ławeczce. Jest dziś cudownie…

Słowo zaś rozpoczyna się dziś od dość chaotycznej próby odnalezienia Jezusa. Kiedy się to wreszcie udaje, On sam demaskuje i koryguje niewłaściwe motywacje owych poszukiwaczy. Ani darmową piekarnią, ani skuteczną służbą zdrowia, ani administratorem idealnym Jezus być nie zamierza. I zdecydowanie sugeruje tłumowi, żeby wyzbył się tego rodzaju oczekiwań.

Oni zaś, żydowscy aktywiści (niczym bogaty młodzieniec z innej opowieści ewangelicznej), pytają co mają robić. Jakby od tego, co będą robić sprawa się zaczynała. On zaś im pokazuje, że to skutek, nie przyczyna. Przyczyna mieści się w tym dla Kogo będą działać, z Kim i przez wzgląd na Kogo. Jeśli zrealizują dzieło Ojca - uwierzą w Syna, to ich życie stanie się odmienione. A wówczas mniej ważne będzie CO będą robić, ponieważ co by to nie było – będzie dobre. Kochaj i rób co chcesz – mawiał święty Augustyn. Uwierz naprawdę w Jezusa i rób co chcesz – można sparafrazować te słowa. Wiara bowiem wpływa na wszystko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz