sobota, 10 kwietnia 2021

łażąc po tym świecie...


(Mk 16,9-15)
Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Oni jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli na wieś. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. I rzekł do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”.

 

Mili Moi…
Melduję posłusznie, że moja kondycja chyba zmierza w dobrym kierunku. Robię nawet po trzynaście tysięcy kroków bez nadmiernego zmęczenia. Ufam więc, że wkrótce będą możliwe również spacery z kijaszkami, za którymi, nie ukrywam, już trochę tęsknię. Może zbiegną się w czasie z „prawdziwą” wiosną (słoneczną i ciepłą), bo tymczasem trudno powiedzieć, że pogoda nas rozpieszcza.

Ale w ramach „wracania do równowagi” wyruszyłem w pierwszą „podróż apostolską”. W środę dobre spotkanie z Prowincjałem, które, a jakże, musiało znaleźć swój finał w spacerze po gdyńskim bulwarze. Czwartek i piątek to nagrania w Niepokalanowie. Jeśli ktoś nas słucha, to mamy dobrą wiadomość – 13 czerwca zamierzamy poprowadzić audycje „na żywo”, a wówczas będzie również możliwość kontaktu z nami. Wczoraj wróciłem do Poznania, żeby przemówić na jednym z Wieczorów dla zakochanych, które wraz ze Spotkaniami Małżeńskimi prowadzimy. A dziś ruszam najpierw do Inowrocławia, do naszej wspólnoty franciszkańskiej, a stamtąd do Wrocławia, gdzie mam przemówić jutro „odpustowo” w parafii Miłosierdzia Bożego, w której zresztą w minionym Adwencie prowadziłem rekolekcje parafialne. Gdyby ktoś chciał się z nami jutro połączyć on-line, to serdecznie zapraszam na https://milosierdzie.wroclaw.pl/pl/transmisja-na-zywo/

Muszę przyznać, że szalenie miłym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że w każdym miejscu, w którym się pojawiam, doświadczam wielkiej życzliwości związanej z troska o moje zdrowie. Wszędzie są ludzie, którzy zapewniają mnie o modlitwie podczas mojej choroby i pytają z troską o to jak sobie teraz radzę. Wzrusza mnie to naprawdę solidnie…

Przepraszam wszystkich, którzy nie otrzymali ode mnie w tym roku życzeń świątecznych. Do mnie całkiem sporo ich dotarło. Ja niestety o wielu rzeczach po „urlopie w szpitalu” nie byłem w stanie myśleć. Jedną z nich było właśnie pisanie życzeń, więc wybaczcie. Poprawię się…

Dwie myśli w dzisiejszej Ewangelii skupiają moją uwagę… Po pierwsze niewiara Apostołów. Marek (a właściwie autor tych słów, bo raczej pewne jest, że zakończenie tej Ewangelii nie wyszło spod pióra Marka) nie waha się podkreślać, że Apostołowie nie mogli pokonać tej wewnętrznej bariery, opartej z pewnością na słowie „niemożliwe”. Z jednej strony trudno im się dziwić, ale z drugiej… przecież On powiedział. Dlatego, kiedy On sam pojawia się wśród nich, gani ich niewiarę i upór. I to jest drugie dzisiejsze „odkrycie”. Marek nie pisze o „pieszczotach duchowych”, nie ma „Pokój wam”, czy „Nie bójcie się”. Jest konkret – weźcie się w garść, ogarnijcie się i ruszajcie w drogę. Bo sprawa Ewangelii nie może czekać. Nie zwlekajcie!

Co więcej… Nie tylko ludziom ją głoście… Całemu stworzeniu! Bo wszystko, co na świecie jest, winno usłyszeć tę nowinę. Jezus żyje! I to naprawdę się liczy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz