Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus
ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów.
Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i
płaczącym. Oni jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli
wierzyć. Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli na
wieś. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu
ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i
upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. I rzekł do
nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”.
Mili Moi…
Melduję posłusznie, że
moja kondycja chyba zmierza w dobrym kierunku. Robię nawet po trzynaście
tysięcy kroków bez nadmiernego zmęczenia. Ufam więc, że wkrótce będą możliwe również
spacery z kijaszkami, za którymi, nie ukrywam, już trochę tęsknię. Może zbiegną
się w czasie z „prawdziwą” wiosną (słoneczną i ciepłą), bo tymczasem trudno powiedzieć,
że pogoda nas rozpieszcza.
Ale w ramach „wracania do
równowagi” wyruszyłem w pierwszą „podróż apostolską”. W środę dobre spotkanie z
Prowincjałem, które, a jakże, musiało znaleźć swój finał w spacerze po gdyńskim
bulwarze. Czwartek i piątek to nagrania w Niepokalanowie. Jeśli ktoś nas
słucha, to mamy dobrą wiadomość – 13 czerwca zamierzamy poprowadzić audycje „na
żywo”, a wówczas będzie również możliwość kontaktu z nami. Wczoraj wróciłem do
Poznania, żeby przemówić na jednym z Wieczorów dla zakochanych, które wraz ze
Spotkaniami Małżeńskimi prowadzimy. A dziś ruszam najpierw do Inowrocławia, do
naszej wspólnoty franciszkańskiej, a stamtąd do Wrocławia, gdzie mam przemówić jutro
„odpustowo” w parafii Miłosierdzia Bożego, w której zresztą w minionym Adwencie
prowadziłem rekolekcje parafialne. Gdyby ktoś chciał się z nami jutro połączyć
on-line, to serdecznie zapraszam na https://milosierdzie.wroclaw.pl/pl/transmisja-na-zywo/
Muszę przyznać, że
szalenie miłym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że w każdym miejscu, w którym się
pojawiam, doświadczam wielkiej życzliwości związanej z troska o moje zdrowie. Wszędzie
są ludzie, którzy zapewniają mnie o modlitwie podczas mojej choroby i pytają z
troską o to jak sobie teraz radzę. Wzrusza mnie to naprawdę solidnie…
Przepraszam wszystkich,
którzy nie otrzymali ode mnie w tym roku życzeń świątecznych. Do mnie całkiem
sporo ich dotarło. Ja niestety o wielu rzeczach po „urlopie w szpitalu” nie
byłem w stanie myśleć. Jedną z nich było właśnie pisanie życzeń, więc wybaczcie.
Poprawię się…
Dwie myśli w dzisiejszej
Ewangelii skupiają moją uwagę… Po pierwsze niewiara Apostołów. Marek (a właściwie
autor tych słów, bo raczej pewne jest, że zakończenie tej Ewangelii nie wyszło
spod pióra Marka) nie waha się podkreślać, że Apostołowie nie mogli pokonać tej
wewnętrznej bariery, opartej z pewnością na słowie „niemożliwe”. Z jednej
strony trudno im się dziwić, ale z drugiej… przecież On powiedział. Dlatego,
kiedy On sam pojawia się wśród nich, gani ich niewiarę i upór. I to jest drugie
dzisiejsze „odkrycie”. Marek nie pisze o „pieszczotach duchowych”, nie ma „Pokój
wam”, czy „Nie bójcie się”. Jest konkret – weźcie się w garść, ogarnijcie się i
ruszajcie w drogę. Bo sprawa Ewangelii nie może czekać. Nie zwlekajcie!
Co więcej… Nie tylko
ludziom ją głoście… Całemu stworzeniu! Bo wszystko, co na świecie jest, winno usłyszeć
tę nowinę. Jezus żyje! I to naprawdę się liczy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz