piątek, 2 kwietnia 2021

miłość z krzyża...


E. Po wieczerzy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: + Kogo szukacie? E. Odpowiedzieli Mu: I. Jezusa z Nazaretu. E. Rzekł do nich Jezus: + Ja jestem. E. Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem, cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: + Kogo szukacie? E. Oni zaś powiedzieli: T. Jezusa z Nazaretu. E. Jezus odrzekł: + Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. E. Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: + Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec? J 18, 1-11

 

Mili Moi…
Nadeszły święte dni… Każdego roku czekam na nie z niecierpliwością i każdego roku jakoś się z nimi zmagam. To znaczy, kiedy mijają, mam jakiś wyrzut, że można było głębiej, lepiej, intensywniej. Innymi słowy, moje tęsknoty nie są w pełni zaspokojone. Może dopiero w wieczności pojawi się ta bliskość, które już dziś jestem spragniony.

W naszym kościele limity właściwie zachowane. A w dzień – jak zwykle – cicho i pusto. Samotność Jezusa, o której myślę w te dni, jest jakoś wyraźniej odczuwalna właśnie w naszej świątyni. Tym bardziej wzrasta pragnienie, aby być z Nim. Chciałbym posiedzieć, poadorować, i w dzień, rzeczywiście mi się udaje, ale wieczorem – padam na pyszczek i nad tym trochę ubolewam.

Udało mi się całkowicie wysprzątać moje mieszkanko po remoncie. Dzielę się tym, bo to wielkie osiągnięcie. Coś, co mógłbym zrobić w dwa dni, robiłem niemal dwa tygodnie. Taki wydajny jestem obecnie… Ale za to siedem worków sześćdziesięciolitrowych śmiecia wyrzucone. Mnóstwo papierów – jeszcze z czasów studiów doktoranckich, które kiedyś miały się przydać. A w chwili ich wyrzucania, uświadamiałem sobie w ogóle, że je mam. Tak to jest z gromadzeniem rzeczy. Ostatecznie więc – pozytywnie. Mniej, znaczy więcej. Mniej rzeczy, więcej miejsca i wewnętrznej wolności.

Stoję dziś wobec ewangelicznego Słowa w niemym zadziwieniu nad troskliwą miłością Jezusa. Zauważcie, że w tej chwili, kiedy nieprzyjaciele przychodzą Go pojmać, On nie martwi się o siebie, ale… o swoich uczniów. Jeśli mnie szukacie, pozwólcie tym odejść… To urzekające, że nasz Pan udziela uczniom ostatnich lekcji właśnie w tym momencie. Najpierw pokazuje im, że wszystko, co się dzieje, dzieje się zgodnie z planem Ojca. A On panuje nad sytuacją. Żołnierze upadający na twarz na sam dźwięk imienia Bożego są tego najlepszym dowodem. Jezus objawia moc, którą dysponuje, ale którą zawiesza, bo droga zbawienia to nie droga mocy i (prze)mocy.

Zaraz po tym lekcja troskliwości… On, który odejdzie, uczy ich jak ważni są dla Niego i jak powinni wobec tego być ważni dla siebie nawzajem. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich – napisze później święty Paweł w Liście do Filipian. A drugich uważajcie za wyżej stojących od siebie. Dla tych, którzy kochają, ważni są ci, których kochają. Ważniejsi niż oni sami.

A gdyby wziąć pod uwagę Jezusowy nakaz miłości wszystkich, także nieprzyjaciół. Czy to w ogóle możliwe? Dziś spojrzymy na krzyż. Ten, który na nim wisi dowiódł, że i owszem. Od Niego się uczymy, choć ta szkoła jest niesłychanie wymagająca. Ale Jego łaska jest po naszej stronie. Dlatego możliwe są postępy. Nasze. Na drodze miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz