Mili
Moi…
Nadeszły
święte dni… Każdego roku czekam na nie z niecierpliwością i każdego roku jakoś
się z nimi zmagam. To znaczy, kiedy mijają, mam jakiś wyrzut, że można było głębiej,
lepiej, intensywniej. Innymi słowy, moje tęsknoty nie są w pełni zaspokojone.
Może dopiero w wieczności pojawi się ta bliskość, które już dziś jestem
spragniony.
W
naszym kościele limity właściwie zachowane. A w dzień – jak zwykle – cicho i
pusto. Samotność Jezusa, o której myślę w te dni, jest jakoś wyraźniej
odczuwalna właśnie w naszej świątyni. Tym bardziej wzrasta pragnienie, aby być z
Nim. Chciałbym posiedzieć, poadorować, i w dzień, rzeczywiście mi się udaje,
ale wieczorem – padam na pyszczek i nad tym trochę ubolewam.
Udało
mi się całkowicie wysprzątać moje mieszkanko po remoncie. Dzielę się tym, bo to
wielkie osiągnięcie. Coś, co mógłbym zrobić w dwa dni, robiłem niemal dwa
tygodnie. Taki wydajny jestem obecnie… Ale za to siedem worków
sześćdziesięciolitrowych śmiecia wyrzucone. Mnóstwo papierów – jeszcze z czasów
studiów doktoranckich, które kiedyś miały się przydać. A w chwili ich
wyrzucania, uświadamiałem sobie w ogóle, że je mam. Tak to jest z gromadzeniem
rzeczy. Ostatecznie więc – pozytywnie. Mniej, znaczy więcej. Mniej rzeczy,
więcej miejsca i wewnętrznej wolności.
Stoję
dziś wobec ewangelicznego Słowa w niemym zadziwieniu nad troskliwą miłością Jezusa.
Zauważcie, że w tej chwili, kiedy nieprzyjaciele przychodzą Go pojmać, On nie
martwi się o siebie, ale… o swoich uczniów. Jeśli mnie szukacie, pozwólcie tym
odejść… To urzekające, że nasz Pan udziela uczniom ostatnich lekcji właśnie w
tym momencie. Najpierw pokazuje im, że wszystko, co się dzieje, dzieje się zgodnie
z planem Ojca. A On panuje nad sytuacją. Żołnierze upadający na twarz na sam dźwięk
imienia Bożego są tego najlepszym dowodem. Jezus objawia moc, którą dysponuje,
ale którą zawiesza, bo droga zbawienia to nie droga mocy i (prze)mocy.
Zaraz
po tym lekcja troskliwości… On, który odejdzie, uczy ich jak ważni są dla Niego
i jak powinni wobec tego być ważni dla siebie nawzajem. Niech każdy ma na oku
nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich – napisze później święty Paweł
w Liście do Filipian. A drugich uważajcie za wyżej stojących od siebie. Dla
tych, którzy kochają, ważni są ci, których kochają. Ważniejsi niż oni sami.
A
gdyby wziąć pod uwagę Jezusowy nakaz miłości wszystkich, także nieprzyjaciół. Czy
to w ogóle możliwe? Dziś spojrzymy na krzyż. Ten, który na nim wisi dowiódł, że
i owszem. Od Niego się uczymy, choć ta szkoła jest niesłychanie wymagająca. Ale
Jego łaska jest po naszej stronie. Dlatego możliwe są postępy. Nasze. Na drodze
miłości.
piątek, 2 kwietnia 2021
miłość z krzyża...
E. Po wieczerzy Jezus
wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i
Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i
uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników
od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią.
A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i
rzekł do nich: + Kogo szukacie? E. Odpowiedzieli Mu: I. Jezusa
z Nazaretu. E. Rzekł do nich Jezus: + Ja jestem. E. Również
i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja
jestem, cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: + Kogo
szukacie? E. Oni zaś powiedzieli: T. Jezusa z
Nazaretu. E. Jezus odrzekł: + Powiedziałem wam, że Ja
jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. E. Stało się
tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie utraciłem żadnego z tych,
których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go,
uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię
Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: + Schowaj miecz do pochwy. Czyż
nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec? J 18, 1-11
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz