wtorek, 15 grudnia 2020

oby zabolało...


(Mt 21, 28-32)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: "Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca?" Mówią Mu: "Ten drugi". Wtedy Jezus rzekł do nich: "Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć".

 

Mili Moi…
Rekolekcje dla braci zdają się być już dawnym wspomnieniem, a ja staram się realizować tymczasem potrzeby lokalne. Dwa klasztory sióstr, którymi się opiekuję, oczekują jeszcze na dni skupienia i przedświąteczną spowiedź. Życzenia do wspólnot Rycerzy Niepokalanej dziś zostały wysłane. To chyba „najgorszy” z tych rycerskich obowiązków. Bynajmniej nie dlatego, że nie lubię słać życzeń. Wręcz przeciwnie – i wysyłać i otrzymywać lubię bardzo. Ale przygotowanie to już zupełnie inna historia. Bardzo wiele mnie to kosztuje, bo po prostu nie robię tego często i nie mam wprawy. A przecież nie mogą to być odręcznie napisane jakiekolwiek życzenia. Tego protokół nie przewiduje… Więc ślęczę nad tym godzinami, a efekt końcowy i tak daleki jest od idealnego… Kolejka do spowiedzi niestety nie maleje, a wręcz przeciwnie… Spływają kolejne prośby rozpoczynające się od „a znajdzie ojciec jeszcze dla mnie chwilę?” Staram się, ale to sprawia, że mój dzień zasadniczo jest „poszatkowany”. No ale taki sezon. Cieszę się, że jeszcze mnie ktoś w tej materii potrzebuje. Jutro zaś ostatnia część nagrań rekolekcji internetowych. Dwadzieścia siedem odcinków udało nam się nagrać w trzech setach. Dużo pracy to kosztowało, ale i frajda jest wielka.

A potem już tylko świętowanie… Zawsze zastanawiam się jakie ono będzie. Bo w naszych, kapłańskich warunkach, jest ono zwyczajnie trudne. Dla nas to najbardziej pracowite dni. Zwykle tak jest – kiedy inni nie odchodzą od stołu, my nie odchodzimy od ołtarza. Świętować trzeba w tak zwanym międzyczasie. I czasem się udaje. Ale kiedy już wydaje się, że nadchodzi ten moment, moment głębokiego oddechu, to zmęczenie często bierze górę. I zasypiam. W święta. Zbyt szybko. A przecież tyle się dzieje. Aniołowie, pasterze, cały świat poruszony. A ja? Zasypiam… Czasem jeszcze zdążę westchnąć tuż przed – niech Cię nawet sen nasz chwali… I może tak ma być. Może musi tak być.

A dziś Słowo mi pokazuje, że nawrócenie, to nie ornamentyka. Nie chodzi w nim tylko o upiększanie – tu bombeczka, tam choineczka. I na święta serduszko uporządkowane. Zdałem sobie sprawę, że Słowo niczym pług ma zryć ziemię mojego serca. Ma zadać ranę, przewrócić skiby, obnażyć wnętrze. Ma dokonać głębokiego cięcia, przewrotu. Ma przekopać te wszystkie pobłażliwe spojrzenia na samego siebie, te wyrozumiałe półuśmiechy, te niezręczne chwile milczenia, kiedy wiadomo, że nie mam nic na swoją obronę, ale przyznać się jakoś nie wypada. To musi boleć. Ale to ból, który przywraca życie. I jest tak różny od nakładania makijażu na trupa. Słowo musi zaboleć. Słowo „prostytutka i złodziej” to jeszcze nic. Ale słowo „prostytutka i złodziej są daleko przed tobą”… To może zaboleć. I powinno. I oby zabolało. Mnie i Ciebie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz