piątek, 31 lipca 2020

smutno...



(Mt 13, 54-58)
Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: "Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc u Niego to wszystko?" I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: "Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony". I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.


Mili Moi…
Bo to jest tak… Robię wpis na blogu i po chwili mówię sobie – czas na kolejny. Zaglądam i okazuje się, że minęło dziewięć dni. Nie wiem jak się to dzieje. Wydaje mi się, że dopiero co tu byłem. A w rzeczywistości dziewięć długich dni. Niech mi wybaczą zwłaszcza ci, którzy tu zaglądają z niejaką regularnością i spodziewają się cokolwiek znaleźć. Bardzo chciałbym się poprawić, ale czy mi się uda? Dlatego boję się obiecywać…

Jestem w Zduńskiej Woli, głoszę rekolekcje siostrom orionistkom. Jest to trzecia z zaplanowanych tur, jedna po drugiej. Tak, jestem zmęczony. Musze to przyznać. Ale powiem Wam szczerze, że dziś na Jutrzni, porannej modlitwie Kościoła, zatrzymało mnie bardzo słowo z Psalmu 51 – przywróć mi radość Twojego zbawienia i wzmocnij mnie DUCHEM OFIARNYM. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że to Boże Słowo, jeśli ma przeorać glebę serc, musi być wzmocnione jakąś osobistą ofiarą. Gdyby jej nie było, to po prostu spędzałbym pięć – sześć dni w miłym towarzystwie, jedząc dobrze i właściwie wypoczywając. Czuję więc, że wszystko dzieje się właściwie. Ale do domu już tęsknię i mam nadzieję kilka dni w nim spędzić.­­­­

Sióstr jest ponad trzydzieści, są w różnym wieku. Mówi się dobrze, słuchają, reagują. Samo miejsce jest dla mnie ważne. Wiele lat zatrzymywaliśmy się to z pieszą pielgrzymką na nocleg. Z tym kościołem (bo dom rekolekcyjny mieści się tuż przy kościele) wiąże się w moim życiu wiele miłych wspomnień. Wiele razy spałem w tym domu podczas pielgrzymki (wówczas to było jeszcze seminarium księży orionistów). Obolałe nogi, ale i prysznic i łóżko – było luksusowo. Potem, już jako ksiądz, miałem tu rekolekcje parafialne. A jak Pan Bóg da dożyć, to w przyszłym roku będę miał po raz kolejny. Ciągnie mnie tu…

Naszego Pana zaś chyba ciągnęło do Nazaretu… Wszak to jego dom, miasteczko rodzinne. I tam chciał głosić Ewangelię – swoim sąsiadom, znajomym, mieszkańcom. A oni? Zadawali niewłaściwie pytania… Z jednej strony fascynuje ich to, co mówi, z drugiej – drażni i oburza. Chyba nawet sam fakt, że w ogóle mówi… Czy nie mógłby jak inni? Przybyć, poopowiadać co tam w wielkim świecie, może nawet zaszpanować – to by mu wybaczono, takim by Go przyjęto. Ale On nie, On musiał zgrywać proroka, musiał się wymądrzać… Jak łatwo interpretować po swojemu – błędnie, dodajmy. Jak łatwo skupić się na całkowicie drugorzędnych kwestiach. Jak łatwo odebrać Bożemu Słowu moc.

Może kiedyś, może w innym życiu, może z innymi ludźmi – ale przecież nie teraz, nie do mnie i nie dla mnie… Nie tu… To Słowo stanowi zbyt duże wyzwanie. Ty stanowisz zbyt duże wyzwanie. Do widzenia… I odszedł. Nie wrócił. Smutno…

1 komentarz:

  1. Nie przeszkadzają nieregularne wpisy. Przecież prawdziwe życie toczy się w realu. Internet jest tylko dodatkiem:)

    OdpowiedzUsuń