(Mt 9,1-8)
Jezus wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. I
oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł
do paralityka: Ufaj, synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy. Na to pomyśleli
sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: On bluźni. A Jezus, znając ich myśli,
rzekł: Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej
powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań i
chodź! Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę
odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Wstań, weź swoje łoże i idź do
domu! On wstał i poszedł do domu. A tłumy ogarnął lęk na ten widok, i wielbiły
Boga, który takiej mocy udzielił ludziom.
Mili Moi…
No ja oczywiście na
rekolekcjach, bo gdzieżby indziej? Od wczoraj znów w Olsztynie koło Częstochowy.
Prowadzę po duchowych drogach drugą grupę sióstr świętej Rodziny z Bordeaux.
Poprzednio byłem tu w styczniu, ale latem to zdecydowanie ładniejsze rejony.
Wokół las, miejsce na spacery, czas na czytanie, ponieważ sióstr nie za wiele,
a co za tym idzie, mniej czasu trzeba na rozmowy indywidualne. Jedyny letni
problem, klasyczny zresztą, to temperatura… Kiedy gotuje się w kaplicy, zdarza
mi się z tęsknotą myśleć o moim własnym pokoju na poddaszu w Poznaniu, gdzie
delikatny szum klimatyzatora koi nerwy powodowane szalejącym słupkiem rtęci w
termometrze… Ale ja tam jeszcze wrócę… Najpewniej w przyszły czwartek.
Dziś dobiegła końca nasza
kapituła prowincjalna… Mawiamy – co cztery lata, początek świata… Bracia
omówili ważkie problemy, zaplanowali najbliższe cztery lata, wskazali na
najważniejsze kwestie w rozwoju naszej prowincji zakonnej. W tym roku
koronawirus wszystko nieco rozciągnął w czasie. Ale teraz można spokojnie pracować
dalej nad tym, żeby duch franciszkański w narodzie nie zaginął. Za nami również
przenosiny, które są zwykle ważnym elementem takich kapitulnych spotkań. Dziękować
Bogu, na razie zostaję w Poznaniu. Z wielu względów się z tego cieszę, choć szczególnej
miłości do tego miasta niestety nie żywię. Dwa lata to być może za mało, żeby
je pokochać. A może to nigdy nie nastąpi…Tak czy owak, są inne wartości, dla
których cieszy mnie plan pozostania w tym miejscu.
A dziś myślę o naszym
wstawiennictwie… Bywamy proszeni o modlitwę… I jak to idzie? Pamiętacie o tym,
żeby się pomodlić? Kwitujecie to wszystko wezwaniem – „i za wszystkich, którzy mnie
prosili o modlitwę”? Dziś obraz tych czterech ludzi, którzy przynoszą do Jezusa
paralityka sugeruje przynajmniej trzy wskazania dla wzmocnienia naszego wstawiennictwa
przed Panem…
Zobaczcie, że po pierwsze
tym „tragarzom” naprawdę na tym człowieku zależy… Oni się o niego rzeczywiście
troszczą. Jego problem staje się ich problemem. Chcą coś konkretnego dla niego
zrobić – widza jak cierpi i identyfikują się z tym. W związku z tym – podejmują
wysiłek. Biorą go na swoje barki. Organizują się i bardzo realnie i konkretnie próbują
zmienić jego sytuację. Nie gadają, ale działają. Wreszcie – okazują się całkiem
pomysłowi. Mateusz wprawdzie o tym nie pisze, ale przecież wiemy, że mieli go
spuścić przez dach, bo do domu inaczej nie dało się wejść. Nie kapitulują
łatwo. Nie mówią choremu – sorry, staraliśmy się, ale nic się nie da zrobić,
wracamy do domu. Działają do końca i ich działania okazują się skuteczne. Wszak
Pan widząc ICH wiarę, przywraca tego człowieka do życia…
Myślę sobie, że gdybyśmy
tak zupełnie poważnie traktowali intencje, które inni nam polecają, gdybyśmy wchodzili
na całego w ich omadlanie, gdybyśmy czynili to swoim własnym kosztem, gdybyśmy się
nie poddawali, ale żywo interesowali się również owocami naszej modlitwy, to…
zbyt łatwo nie szastalibyśmy obietnicami „pomodlę się za ciebie”. Wstawiennik…
Ty i ja… Być może na podstawie naszej wiary mógł dokonać się niejeden cud… Czy czegoś
nie zaniedbaliśmy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz