czwartek, 2 lipca 2020

wstawiennictwo...


(Mt 9,1-8)
Jezus wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. I oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Ufaj, synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy. Na to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: On bluźni. A Jezus, znając ich myśli, rzekł: Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań i chodź! Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał i poszedł do domu. A tłumy ogarnął lęk na ten widok, i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom.


Mili Moi…
No ja oczywiście na rekolekcjach, bo gdzieżby indziej? Od wczoraj znów w Olsztynie koło Częstochowy. Prowadzę po duchowych drogach drugą grupę sióstr świętej Rodziny z Bordeaux. Poprzednio byłem tu w styczniu, ale latem to zdecydowanie ładniejsze rejony. Wokół las, miejsce na spacery, czas na czytanie, ponieważ sióstr nie za wiele, a co za tym idzie, mniej czasu trzeba na rozmowy indywidualne. Jedyny letni problem, klasyczny zresztą, to temperatura… Kiedy gotuje się w kaplicy, zdarza mi się z tęsknotą myśleć o moim własnym pokoju na poddaszu w Poznaniu, gdzie delikatny szum klimatyzatora koi nerwy powodowane szalejącym słupkiem rtęci w termometrze… Ale ja tam jeszcze wrócę… Najpewniej w przyszły czwartek.

Dziś dobiegła końca nasza kapituła prowincjalna… Mawiamy – co cztery lata, początek świata… Bracia omówili ważkie problemy, zaplanowali najbliższe cztery lata, wskazali na najważniejsze kwestie w rozwoju naszej prowincji zakonnej. W tym roku koronawirus wszystko nieco rozciągnął w czasie. Ale teraz można spokojnie pracować dalej nad tym, żeby duch franciszkański w narodzie nie zaginął. Za nami również przenosiny, które są zwykle ważnym elementem takich kapitulnych spotkań. Dziękować Bogu, na razie zostaję w Poznaniu. Z wielu względów się z tego cieszę, choć szczególnej miłości do tego miasta niestety nie żywię. Dwa lata to być może za mało, żeby je pokochać. A może to nigdy nie nastąpi…Tak czy owak, są inne wartości, dla których cieszy mnie plan pozostania w tym miejscu.

A dziś myślę o naszym wstawiennictwie… Bywamy proszeni o modlitwę… I jak to idzie? Pamiętacie o tym, żeby się pomodlić? Kwitujecie to wszystko wezwaniem – „i za wszystkich, którzy mnie prosili o modlitwę”? Dziś obraz tych czterech ludzi, którzy przynoszą do Jezusa paralityka sugeruje przynajmniej trzy wskazania dla wzmocnienia naszego wstawiennictwa przed Panem…

Zobaczcie, że po pierwsze tym „tragarzom” naprawdę na tym człowieku zależy… Oni się o niego rzeczywiście troszczą. Jego problem staje się ich problemem. Chcą coś konkretnego dla niego zrobić – widza jak cierpi i identyfikują się z tym. W związku z tym – podejmują wysiłek. Biorą go na swoje barki. Organizują się i bardzo realnie i konkretnie próbują zmienić jego sytuację. Nie gadają, ale działają. Wreszcie – okazują się całkiem pomysłowi. Mateusz wprawdzie o tym nie pisze, ale przecież wiemy, że mieli go spuścić przez dach, bo do domu inaczej nie dało się wejść. Nie kapitulują łatwo. Nie mówią choremu – sorry, staraliśmy się, ale nic się nie da zrobić, wracamy do domu. Działają do końca i ich działania okazują się skuteczne. Wszak Pan widząc ICH wiarę, przywraca tego człowieka do życia…

Myślę sobie, że gdybyśmy tak zupełnie poważnie traktowali intencje, które inni nam polecają, gdybyśmy wchodzili na całego w ich omadlanie, gdybyśmy czynili to swoim własnym kosztem, gdybyśmy się nie poddawali, ale żywo interesowali się również owocami naszej modlitwy, to… zbyt łatwo nie szastalibyśmy obietnicami „pomodlę się za ciebie”. Wstawiennik… Ty i ja… Być może na podstawie naszej wiary mógł dokonać się niejeden cud… Czy czegoś nie zaniedbaliśmy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz