piątek, 10 kwietnia 2020

pusto...


Photo by Jan Koetsier from Pexels

E. Po wieczerzy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: + Kogo szukacie? E. Odpowiedzieli Mu: I. Jezusa z Nazaretu. E. Rzekł do nich Jezus: + Ja jestem. E. Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem, cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: + Kogo szukacie? E. Oni zaś powiedzieli: T. Jezusa z Nazaretu. E. Jezus odrzekł: + Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. E. Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: + Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec? J 18, 1-11

Mili Moi…
Wielki Czwartek za nami. Oczywiście, że inny… Co było najbardziej realne? Smutek… Kiedy patrzyłem na puste ławki. Tak prawdziwego smutku nie przeżywałem już dawno. Nie chciałbym nigdy dożyć czasów, kiedy kościoły rzeczywiście opustoszeją… Sądzę, że one nadejdą, ale modle się, żeby Pan mnie zaprosił do domu, zanim to się stanie. Wiem, że wiele osób bardzo chciałoby być w tych dniach na liturgii, a nie mogą. I to tylko potęguje mój smutek. Ale w głębi serca cieszę się, że czuję go tak intensywnie. Wszak to uczucie musiało również towarzyszyć Jezusowi. A w „normalnym wydaniu świąt” często nawet nie zdążałem go odczuć. Wokół tyle się działo. A teraz nie dzieje się prawie nic. I wszystko staje się odczuwalne wielokroć silniej…

Wczoraj Pan pokazał mi dwie ważne rzeczy o mnie samym… Od dawna bardzo chciałem dokonać czegoś wielkiego w moim kapłaństwie. Nie to, że sam chciałem być wielki, ile raczej chciałem mieć udział w czymś wielkim, w czymś, co pozostanie na długo, co będzie znaczące dla wielu. Kawal czasu tak to widziałem… Wczoraj coś jakby „kliknęło” i zobaczyłem klęczącego Jezusa. Jakbym lepiej zrozumiał czym jest prawdziwa wielkość dzieł. Jakby dotarło do mnie, że właściwie „wielkość” w ludzkich oczach nie ma żadnego znaczenia. Że tylko Jego oczy się liczą, Jego widzenie rzeczy. Może to kolejny krok ku wolności…

Druga rzecz to w ostatnich dniach przekonuje się jak bardzo sam potrzebuję być potrzebnym. Moja nieużyteczność bardzo mnie boli. Czuje się jak wielki kocioł, w którym łaska kapłaństwa wprost wrze, a nie mogę się nią dzielić. Ta kumulacja łaski jest niemal bolesna. Towarzyszy mi dalekie przeczucie co musi czuć Serce Jezusa chcąc wylać swoje łaski na lud, a nie mogąc, z powodu braku zainteresowania. Jestem głęboko przekonany, że kapłaństwo to najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło. I póki mogę, chcę nim służyć. Pociesza mnie tylko fakt, ze nigdy nie przestaję być księdzem, także wówczas, kiedy z różnych przyczyn nie mogę wejść w posługę. Ale tego niemal fizycznego bólu bezczynności to raczej nie łagodzi. Pozostaje to cierpienie zjednoczyć jakoś z cierpieniem Jezusa…

Trochę spowiadam… Opcja „umów spowiedź na telefon” sprawia oczywiście, że spośród tych niewielu, którzy zaglądają do naszego kościoła, decydują się na spowiedź tylko najodważniejsi. Okazuje się, że wykonanie takiego telefonu dla wielu jest zbyt trudne (wiem to od innych, którzy opowiadają o trudnościach swoich znajomków). Zauważam jednak sporą dojrzałość u tych, którzy przychodzą. Jest też więcej spowiedzi generalnych, co pokazuje, że część osób weszła w naprawdę solidną refleksję nad swoim życiem. To niesłychanie pocieszające…

A dziś myślę o Jezusie, który z podniesioną głową wychodzi ku temu, co nieuniknione. Mierzy się z tymi, którzy przychodzą Go pojmać i swoją Boską mocą potwierdza po raz kolejny, że oni mogą Go pojmać tylko dlatego, że On tego chce, że On się na to decyduje, że nadszedł już czas. Ale to nie wszystko… W tej chwili przesilenia, On nie przestaje się troszczyć o swoich uczniów – oczekuje, że skoro sprawa dotyczy Jego, oni będą mogli odejść wolno. Modliłem się dziś z rana, żeby Pan pozwolił mi wierzyć głęboko, że On troszczy się o mnie nieustanie i zawsze. Także wówczas, kiedy ja jestem zajęty sobą, skupiony na swoich trudnych uczuciach, pełen obaw przed konfrontacją z tym, co przerażające – ON JEST. I myśli o mnie. Nie o sobie, ale właśnie o mnie… Także wówczas, kiedy ja jestem zbyt przestraszony, żeby myśleć o Nim. Także wówczas… Zwłaszcza wtedy…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz