Photo by Bess Hamiti from Pexels
(J 6, 1-15)
Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego.
Szedł za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy
chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało
się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że
liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: "Gdzie kupimy chleba,
aby oni się najedli?" A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział
bowiem, co ma czynić. Odpowiedział Mu Filip: "Za dwieście denarów nie
wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać". Jeden z
Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: "Jest tu jeden
chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla
tak wielu?" Jezus zaś rzekł: "Każcie ludziom usiąść". A w
miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła
do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał
siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy
się nasycili, rzekł do uczniów: "Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie
zginęło". Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych,
pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ludzie
spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: "Ten prawdziwie jest
prorokiem, który ma przyjść na świat". Gdy więc Jezus poznał, że mieli
przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.
Mili Moi…
I znów minął tydzień… Nie
wiem kiedy… Ale za to wokół rozkwitło życie… Kiedyś zupełnie nie zwracałem na
to uwagi, a wiosna była najnudniejszą porą roku. Od lat jednak kocham ten okres…
Nieśmiałość liści, które ostrożnie wyglądają ku słońcu, kolory, których żadna
farba w połączeniu z malarskim talentem oddać nie zdoła, śpiew ptaków, którego mógłbym
słuchać w nieskończoność… W tym tygodniu wybrałem się na dluuuugi spacer do Cytadeli
(wielki park w Poznaniu). Gdyby nie maseczka na twarzy, powiedziałbym, że
odetchnąłem pełną piersią. W każdym razie, po takim seansie natury, który Pan
Bóg dla mnie przygotował, mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem – aż chce się
żyć…
Terminarz rekolekcyjny…
Cóż, wykreślam kolejne pozycje… Ale wygląda na to, że 8 maja nawiedzę klaryski
w Pniewach i wygłoszę do nich rekolekcje, bo, jak mnie zapewniły, czekają i nie
zamierzają z nich rezygnować. To siostry klauzurowe, siedzą w jednym domu, nie
zjeżdżają się zewsząd, więc pewnie jest im łatwiej na te rekolekcje jednak się
zdecydować. Czas już najwyższy, żeby gdzieś ruszyć, bo korzenie tu zapuszczę… A
na razie pozostają lokalne atrakcje, do których należą dni skupienia dla sióstr
franciszkanek i dominikanek… Dzięki nim przypominam sobie jak wyglądają siostry
zakonne, bo przed apokalipsą to jeszcze jakąś czasami dało się na ulicy
zobaczyć. Teraz zniknęły…
Od dwóch tygodni wznowiliśmy
też adorację Najświętszego Sakramentu w naszym kościele, która była od miesięcy
zawieszona ze względu na trwający remont. To też wielka ulga, że nie trzeba już
„biegać po sąsiadach”, ale we własnym domu, trzy piętra niżej, jest Pan, który
słucha. Tam źródło natchnień i siły… Do
różnych działań. Dziś na przykład o 17.00 modlitwa przez telefon nad pewną
młoda kobietą w Trójmieście chorą na nowotwór. Jeśli znajdziecie chwilę –
westchnijcie wraz ze mną…
A dziś zatrzymał mnie…
chłopiec. Szczęśliwy posiadacz pięciu chlebów i dwóch rybek… Trochę mi on
zresztą pachnie aniołem, bo jak to? Sam był? Bez rodziców? A jeśli byli z nim,
to raczej oni mieli ten posiłek… Czy chcieliby go zainwestować i oddać w ręce
Nauczyciela, nie wiedząc czego się spodziewać? Czy to nie zbyt wielkie ryzyko?
Dla dorosłych z pewnością, ale nie dla chłopców…
On ma niewiele i to
niewiele oddaje (bo przecież chyba siłą mu nie zabrali). Nie przecenia swoich
możliwości, nie wydaje mu się, że jest kimś wyjątkowym i szczególnym, nie spodziewa
się gratyfikacji, wdzięczności i pochwal. Po prostu dał i… zniknął. Może wrócił
do zabawy, jak to mają w zwyczaju chłopcy, którzy na niczym dłużej nie mogą
skupić swojej uwagi… A może zjadł jak inni, zaspokoił głód i zdziwił się jak to
możliwe, skoro chleba było tak niewiele? Ale nie miał szczególnie dużo czasu na
rozmyślanie, bo już tłumy cisnęły się do Jezusa, aby Go obwołać królem…
Chłopiec, który nie zdawał
sobie sprawy z tego, jak wiele posiadał... Chłopiec, który okazał się hojny, oddając
to, co miał… Chłopiec, który nie przywiązywał nadmiernej wagi do samego siebie…
Chłopiec, który w ten sposób sam stał się darem dla tej wielkiej wspólnoty…
Chłopiec – dla mnie dziś to proste słowo brzmi jak zadanie…
I o tym chłopcu będą czytać do końca świata:)
OdpowiedzUsuńFragment niby mi znany ale jakze slabo skoro przez lata tego chlopca nie zauwazylem. Podobnie na wielu innych miejscach. Dzieki Ojcze za to i inne zawstydzenie i odkrywanie tych niuansow, ktore wcale niuansami nie musza byc. Chcialbym umiec uwazniej czytac i rozwazac zachwycac sie szczegolami, ale zaraz widze, ze klucz jest we mnie by poswiecic na to odpowiedni czas.
OdpowiedzUsuńDlaczego pozostali Ewangeliści opisując to wydarzenie skupiają się na samym fakcie rozmnożenia chleba i ryb, pomijając niejako chłopca? Cud, uczyniony przez Jezusa, widziany oczami czterech Ewangelistów... ten sam przecież, a jakby inny. Dziękuję, Ojcze za przypomnienie chłopca i cudu, na który chyba teraz wszyscy czekamy...
OdpowiedzUsuń