piątek, 15 listopada 2019

na chwilę...


white bicycle analog wall clock
Photo by Djim Loic on Unsplash
(Łk 17,26-37)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”. Pytali Go: „Gdzie, Panie?” On im odpowiedział: „Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy”.


Mili Moi…
Szalony tydzień właśnie się kończy… W Niepokalanowie nagraliśmy kilka kolejnych audycji, wygłosiłem dwa dni skupienia dla sióstr, odbyłem całodzienne spotkanie przygotowawcze z małżeństwami, z którymi już dziś rozpoczynamy weekend adresowany również do małżeństw, a poświęcony ludzkim potrzebom. Wszystko to ciekawe, absorbujące, a co za tym idzie, również wyczerpujące. Rzeczywiście czuję się mocno zmęczony, a najbliższy weekend nie należy do wypoczynkowych. Od poniedziałku zaś rozpoczynam kolejną turę tygodniowych rekolekcji dla braci w Niepokalanowie.

Generalnie, myślę sobie, że to musi być jakiś szczególny wyraz Bożej łaski, ta moja mobilność, a nade wszystko to, że ogarniam czasem mocno od siebie odległe tematy, że daję rade stworzyć jakiekolwiek słowo, w którym jest trochę sensu. Kiedy się tak nad tym zatrzymuję, mam przekonanie, że o własnych siłach byłoby to już niemożliwe. Wciąż zdecydowana większość (zwłaszcza starszych ode mnie) ludzi uznaje mnie za „młodego”. Ale ja sam wyraźnie czuję, że to, co się dzieje w moim życiu „tu i teraz” wykracza już poza naturalne siły młodości. Mam na to wiele przykładów, którymi nie będę Was tu zanudzał. Jedno dla mnie jest pewne – Bóg nie szczędzi łaski i tylko dlatego mogę działać w ten sposób. Za to jestem Mu niezwykle wdzięczny.

Dziś znów na scenę wkracza kryterium, którym nie posługujemy się w codzienności zbyt często – tracenie życia. Pomyślałem dziś na medytacji, że pracowałem już wielu różnych miejscach. W którym z nich najbardziej traciłem życie? I stanęły mi przed oczami dwie ścieżki – moja osobista wygoda, zadowolenie, troska o siebie, oraz moje talenty, dary, umiejętności, które musiałem zawiesić nie mogąc się nimi posługiwać w pełni. Powstała mi ciekawa mapa, a zaznaczone na niej miejsca zwykle dotyczyły jednej ze wspomnianych dziedzin. Właściwie chyba nigdy obu naraz. Moje „dziś” widzę w podobnym kluczu – doświadczam ogromnego dyskomfortu osobistego, ale robię to, co naprawdę lubię i chyba trochę potrafię. Czy tego właśnie chce Pan? Czy ta „utrata” jest Mu miła? Czy może za jakiś czas pojawi się inny pomysł? Nasze zakonne życie jest ściśle związane z frazą „na chwilę”… Chwilę jesteśmy tu, chwilę tam… Nasze życie jest chwilą. Jeśli ją tracić, to tylko dla Tego, który mi ją dał…

2 komentarze:

  1. Stracić, żeby spotkać Boga. Opłaca się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że życie w ogóle jest nieustannym zamienianiem czegoś na coś. Komfort za dyskomfort. Wygoda za służbę. Przyjemność za odpowiedzialność. Ale z latami zmienia się proporcja. To z puli "przyjemne" zamieniamy na "trudne" ale z wielkim bonusem "NIEBO". I z czasem ten bonus staje się sensem wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń